Heart By Heart: Część czwarta

Przybywam do was z czwartą, OSTATNIĄ częścią tego opowiadania. Myślę, że spodoba się wam. 
Z kolejnym opowiadaniem wystartuję prawdopodobnie po nowym roku. Mam już opowiadanie wybrane, tylko, że muszę się wziąć za tłumaczenie. Poza tym, dużo więcej czekać nie musicie ;d 
Miłego czytania!
Ps. Ponownie przepraszam za błędy. Następnym razem będę starała się sprawdzać tłumaczenia.

jako, że to koniec opowiadania, ponownie daje link do oryginału [klik]


~~~~
Oparłam głowę o oparcie fotela. Siedziałam w samolocie powrotnym do domu. Na szczęście ktoś zrezygnował, więc mogłam lecieć wcześniejszym lotem.
Czułam się pusta. Spędziłam godziny na płakaniu w łóżku, zanim zdecydowałam, że płacz niczego nie załatwi i powinnam wrócić do domu.
Nie pożegnałam się z Dezem i Mimi. Znienawidziliby mnie.
Mimo wszystko zostawiłam Austinowi jego prezent świąteczny w moim pokoju. Może go dostanie.
A może sprzątaczka dostanie świetny prezent na święta.
Nie przejmowałam się już tym.
Popatrzyłam się na laptopa, którego trzymałam na kolanach. Właśnie odebrałam emaila od naprawdę wkurzonego szefa Trish, który napisał, że artykuł ma być gotowy do południa. Więc musiałam coś napisać.
Poczułam, że łzy znowu napływają mi do oczu, ale powstrzymałam je. Austin pewnie przeczyta ten artykuł. Albo chociaż Mimi.
Więc było to moje „pożegnanie”.
I lepiej, żebym napisała je dobrze.

*Austin*

- Musisz wyjść z łóżka, kochanie. - Jęknąłem, ignorując moją mamę.
Może jeśli będę to robił, to sobie pójdzie.
- Wiem, że to boli, dziecko. Ale przed tobą duży koncert i nie możesz go przegapić, z powodu jednej dziewczyny.
Wiem, że starała się pomóc.
Ale Ally nie była tylko 'jedną dziewczyną'. A koncert nie mógł naprawić wszystkiego co we mnie siedzi.
- Pomyśl o swoich fanach.
To były jedyne słowa, które mogły na mnie zadziałać i ona o tym wiedziała.
I ja też. Powoli podniosłem się z łóżka. Moja mama posłała mi współczujące spojrzenie, zanim zniknęła za drzwiami pokoju.
Spojrzałem na Deza, który siedział na krześle i po prostu się na mnie wpatrywał.
- Przestań się na mnie tak patrzyć – mruknąłem. Założyłem koszulkę, którą znalazłem przy łóżku.
Nie byłem pewny, czy jest czyta.
Nie obchodziło mnie to.
- Nie patrzę na ciebie z byle jakiego powodu, stary. Ale ty naprawdę wyglądasz okropnie.
- Dzięki. - Nie powiedziałem nic więcej. Nie zrozumiałby mnie.
Ally była niepowtarzalna. Albo myślałem, że była. Myślałem, że mnie rozumie. I myślałem, że ja rozumiem ją.
Była pierwszą dziewczyną, która tyle dla mnie znaczyła.
I wszystko okazało się ściemą. Nic nie było prawdziwe.
Westchnąłem. Byłem totalnym idiotą. Powinienem przestać ufać ludziom.
Przegapiłem próbę generalną, bo leżałem w łóżku i wgapiałem się w sufit, albo chowałem głowę w poduszkach, by przestać płakać.
Albo by przestać widzieć ludzi.
Z powrotem usiadłem na łóżku. Dez nie zrozumie, ale był ostatnią osobą, która by mnie wysłuchała.
- Naprawdę ją polubiłem, Dez.
- Wiem, bracie – odpowiedział. - Można powiedzieć, że ty ją kochasz.
- Kochałem – powiedziałem gorzko. - Czas przeszły.
- Nie sądzę, że to czas przeszły. Bo jeśliby tak było, nie płakałbyś przez ostatnie dziesięć godzin.
- To już nie ma znaczenia – pokręciłem głową energicznie, tym samym ściskając ręce w pięści. - Nie obchodzę jej.
Spojrzałem na naszyjnik z gwizdkiem. Mama przyniosła mi go i powiedziała, że Ally go zostawiła.
Wiedziałem, że wróci do domu.
Nawet o nas nie walczyła.
Bo jej nie obchodziłem. Jej plan się powiódł, więc nic jej tu już nie trzymało.
Naszyjnik był ładny. Dobry prezent, właściwie. Spodobałby mi się. Zakładałbym go każdego dnia.
Ale to teraz nie ma znaczenia.
Bo jej nie obchodzę.
- Obchodzisz ją. Bardzo – powiedział Dez. Popatrzyłem na niego.
On nie mówił poważnie.
- Dez, skłamała mi prosto w twarz!
- Technicznie rzecz biorąc, wcale nie skłamała. Po prostu pominęła fakt, że pisze piosenki. I nie mogę jej o to obwiniać.
On musiał żartować.
- Że co proszę?
- Stary, spójrz jak ty zareagowałeś! Wyrzuciłeś ją ze swojego życia! Nie pozwoliłeś jej się wytłumaczyć. Miała racje myśląc, że jeśli ci powie, pomyślisz, że cie wykorzystała. Zupełnie jak myślisz teraz! - wyjaśnił.
Potem wykonał dziwny ruch rękoma jakby udawał motyla.
- Jesteś w niej zakochany. A ona w tobie. I jesteś idiotą, że tego nie widzisz.
Nie odpowiedziałem. On po prostu niczego nie rozumiał.
- Zanim zdecydujesz cokolwiek o Ally, myślę, że powinieneś to przeczytać – Dez usiadł obok mnie, podając mi laptopa.
- Co to? - zapytałem, nie mając ochoty na czytanie.
- Jej artykuł o tobie.
Westchnąłem. Widziałem, że Dez się nie podda dopóki tego nie przeczytam. No i jednak byłem trochę ciekawy co Ally napisała.
Ale tego się nie spodziewałem.
Miałam honor spędzenia tygodnia z Austinem Moonem. Jedyną rzeczą jaką miałam zrobić, było napisanie małego artykułu o nim, zawierającego rzeczy, których najwięksi fani nie wiedzą.
Mogę powiedzieć wam, że jest trochę zarozumiały, ale to tylko żart. Gra, by ukryć fakt, że staje się naprawdę niepewny, gdy jego fani nie popierają czegoś co zrobi, bo wszystko co robi, jest dla nich. Mogę powiedzieć wam o tym jak mocno kocha, szczerze kocha, swoich fanów.
Ale to pewnie wiecie.
Mogę też powiedzieć wam o tym, jakim okropnym kucharzem jest. I, że jego ulubionymi filmami są te, bardziej dla dziewczyn. I o tym jak bardzo chce on latać.
Mogliście tego nie wiedzieć. Ale mogliście też wiedzieć.
Mogę powiedzieć wam, że jest on niesamowicie utalentowany i, nalegał bym to napisała, naprawdę przystojny.
Ale to z pewnością wiecie.
Więc powiem wam o tym jaką osobą jest Austin. O tych mniejszych rzeczach.
Jak to, że ma różne typy jego uśmiechów. Tylko jeden prawdziwy. Którego nie używa zbyt często.
Jak to, że woli Titanica od Zalienów, bo boi się tych drugich.
Jak to, że trudno go obudzić. Gdy uśnie, możesz go już nie obudzić. Nigdy.
Jak to, że jest on najmilszą osobą jaką spotkałam. Nie jest tylko dżentelmenem. To co sprawia, że jest najmilszą osobą, to to, że dba.
Naprawdę, naprawdę dba. O ludzi, których kocha. Będzie ich chronił nieważne ile go to kosztuje. Sama się o tym przekonałam.
Bo gdy Austin cię kocha, będziesz u niego na pierwszym miejscu. Przyznaję, nigdy nie lubiłam tej popowej sensacji – Austina Moona.
Ale osobę, którą spotkałam? Austina? Poczułam, że go znam. A on mnie. Że naprawdę mnie zna.
Że zna moje serce do serca, że tak powiem.
Jeśli chcesz kogoś wielbić, jeśli chcesz kogoś kochać, Austin Moon jest dobrym wyborem. Więc jeśli jesteś fanem Austina, gratulacje, podjąłeś dobrą decyzję.
A jeśli go nie lubisz, daj mu szansę.
Bo ja to zrobiłam, i mocno, bezpowrotnie i łatwo się w nim zakochałam. Nie w sławnym Austinie Moonie, ale w Austinie, w chłopaku, którego oczy powiedzą ci wszystko.”
- Dez? - zapytałem cicho, próbując ukryć załamanie głosu. Próbując ukryć napływające łzy.
- Tak?
- Spieprzyłem sprawę, prawda?
- Tak.
Skuliłem się. Nabałaganiłem, nawet jeśli Dez widział to już dawno.
- Muszę to naprawić.
- Tak. Musisz. I wiem nawet jak.
Zazwyczaj nie powinno się brać na poważnie wszystkiego, co Dez mówi. Bo większość do niczego się nie przydaje, a inna część nie ma żadnego sensu.
Ale teraz, znalazł rozwiązanie. A, że ja nie mogłem wymyślić nic lepszego, po prostu musiałem mu zaufać.
Miał rację co do Ally, przez cały ten czas.
Nie tak jak ja.

~~~

- Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku, Ally? - zapytała zmartwiona Trish.
Musi być naprawdę źle, gdy Trish się o ciebie martwi.
- Tak, wszystko ok – powiedziałam cicho, wkładając kurczaka do piekarnika.
Nic nie było ok.
Spędziłam pierwsze godziny po powrocie, płacząc w łóżku. Zadzwoniłam do Trish i wyjaśniłam jej wszystko.
Trochę miałam nadzieję, że przyjedzie do mnie i spędzimy razem święta, dąsając się, jedząc fast-foody i oglądając smutne filmy romantyczne, ale wiedziałam, że tak Trish nie działa.
Więc nawet nie godzinę później, Trish zapukała do mych drzwi, gotowa na pójdzie na imprezę świąteczną u taty, a ja nie miałam wyboru i musiałam iść.
Powiedziałam tacie, że wróciłam później, bo skończyłam pracę z Austinem.
Co właściwie było prawdą.
Na imprezie było wiele ludzi, więc nikt właściwie nie zwracał na mnie uwagi. Co było dobre, bo nie miałam ochoty na pogawędki.
Nie byłam w tym nawet dobra. Nigdy nie wiedziałam co powiedzieć. A teraz, było tak wiele do powiedzenia. Tyle historii.
Ale nie byłam gotowa na rozmowy o osobie, która brała w nich udział.
Trish także gdzieś uciekła, spoglądając na mnie od czasu do czasu. Pytała mnie czy wszystko ok, a ja odpowiadałam jej tak. Rozumiała to, że potrzebuję pobyć sama.
- Tak.
Rzuciła mi sceptyczne spojrzenie, mówiąc, że nikogo nie oszukam, ale nie naciskała.
Przez wszystkie rozmowy, słyszałam telewizję. I właśnie to było źródłem mojego zdenerwowania.
Najwyraźniej mój tata oglądał 'The Night Before Christmas' co roku. I nie miał zamiaru przegapić tego w tym.
Wiedziałam, że mogłam wyłączyć telewizor, ale wiedziałam też, że ludzie zaczęliby mnie pytać dlaczego to zrobiłam, a ja nie chciałam odpowiadać.
I jeśli mam być ze sobą szczera, naprawdę szczera, wiedziałam, że chciałam zobaczyć Austina.
Nie wiem, czy jest to rodzaj tortur, ale czuję, że gdy coś stracić, zawsze chcesz więcej. Jak, gdy zrozumiesz, że dawno nie nosiłeś niebieskiej koszulki, nagle każde ubranie wygląda jakby potrzebowało niebieskiej koszulki.
Nagle poczułam, że potrzebuje Austina.
Nie, to nie była prawda, ja go potrzebowałam od kilku dni. A teraz potrzebowałam go bardziej niż zwykle.
A jeśli obraz w telewizji był wszystkim, co mogłam dostać, musiało mi to wystarczyć.
Nie widzenie go, prawdopodobnie uzdrowi moje serce szybciej.
Ale nie byłam zainteresowana naprawianiem mojego złamanego serca. Byłam zainteresowana wytrzymaniem tego tygodnia, tak długo, ile było to możliwe.
Usiadłam na kanapie, zostawiając z tyłu Trish. 'The Night Before Christmas' trwało przez sporo czasu, co oznaczało, że Austin niedługo się pojawi.
Położyłam się w rogu kanapy, ściskając jedną z poduszek, bo musiałam coś ze sobą zrobić, i czekałam.
Ludzie oferowali mi picie, jedzenie. Odmawiałam.
Ludzie próbowali ze mną rozmawiać. Nie odzywałam się.
Kiedy pytali mojego ojca, co się ze mną dzieje, odpowiadał, że jestem zmęczona. Trudny tydzień. Potem mówił im o tym, że spędzałam czas z 'popularnym piosenkarzem, który jest w telewizji'.
Po chwili, Trish usiadła obok mnie, odpychając ludzi ode mnie, swoim spojrzeniem.
- Pojawi się, prawda? - zapytała. Za 30 minut całe show się skończy. A Austin jeszcze nie wystąpił.
- Tak myślę – odpowiedziałam. - Nie wiem, dlaczego miałby nie.
Trish uniosła brwi.
- Ja wiem – mruknęła pod nosem. Postanowiłam ją zignorować, bo to był najlepszy sposób by sobie dziś z nią poradzić.
Chciałam odzywać się najmniej, jak to jest możliwe.
Spojrzałam na mojego tatę. Rozmawiał z sąsiadami. Wyglądał na szczęśliwego.
Stracił żonę, którą bardzo kochał. Jak mógł być tak szczęśliwy?
Może to co powiedzieli, było prawdą. Może czas leczy rany.
Z drugiej strony, była historia z pękniętym lustrem, które można skleić, ale nigdy nie będzie już takie samo.
Teraz, ta historia brzmiała bardziej realistycznie.
- Proszę powitajcie naszego finałowego wykonawcę, Austina Moona!
Poczułam szybkie bicie serca, gdy spojrzałam na telewizor.
W pomieszczeniu była totalna cisza. Teraz każdy wiedział, że spędziłam tydzień z Austinem i myślę, że oni wszyscy instynktownie domyślili się, że ten moment potrzebuje ciszy.
Austin wszedł na scenę i usiadł za pianinem. Zmarszczyłam brwi. To nie to ćwiczył na próbach.
Wyglądał przystojnie, jak zawsze. Ale zobaczyłam zmianę w jego oczach.
Nie wyglądał już na smutnego i zagubionego.
Wyglądał prawie... okej.
I z jakiegoś powodu, zraniło mnie to bardziej niż powinno.
Jego głos wyrwał mnie z zamyśleń.
Zamknęłam moje oczy na sekundę. Tylko po to, by wyobrazić sobie, że siedzi obok mnie.
Nie zadziałało. Telewizja zmieniła dźwięk jego głosu. Brzmiał mniej szczerze, mniej czysto.
Jakby mówił tylko do mnie.
- Musiałem zmienić piosenkę, którą miałem zaśpiewać na początku.
Spojrzałam na niego ponownie. Mówił do publiczności.
- Więc nie mam piosenki świątecznej. Ale w pewnym sensie, to nadal piosenka Bożonarodzeniowa. Bo święta, panie i panowie, są o kochaniu kogoś bliskiego, prawda?
Tłum zaczął go dopingować.
A ja skuliłam się w sobie.
- I ja też kogoś kocham. Ale wszystko jakby zawaliłem. Wiecie jacy są chłopcy, nie?
Kolejny doping. Usłyszałam chichot Trish obok mnie, ale nie zwróciłam na nią uwagi. Cała skupiona byłam na Austinie. Był on wszystkim co teraz widziałam.
Dziwnie, jak nagle te wszystkie stereotypy zaczęły mieć dla mnie sens.
- Więc muszę ją przeprosić. I muszę jej powiedzieć, że ją kocham. Ale jej tu nie ma, więc nie mogę tego zrobić.
Patrzył prosto do kamery, więc czułam, jakby mówił do mnie. Jego oczy, jak zawsze, mówiły historię.
Ale do kogo on mówił?
- Nigdy nie byłem dobry w wyznawaniu uczuć. Starałem się napisać dla niej piosenkę, ale nie wiem, czy ona to zobaczy. Więc, jeśli widzisz moją dziewczynę, możesz jej powiedzieć, że ją kocham?
I zaczął śpiewać.

"I know how it feels, to wake up without her.
Lying here all alone, just thinking about her.
I can't believe her hold on me,
It's something indescribable.
I think she knows, but won't you please;

If you see my girl,
Just tell her I miss her smile.
Tell her I'm counting the minutes,
Gonna see her in a little while.
I know when she holds on to me,
She's the one thing I could never live without.
And tell her I love her."

- Wiesz, że mówi o tobie, prawda? - Usłyszałam głos Trish, gdzieś niedaleko mnie.
Nie mógł mówić o mnie. On mnie nienawidził.

"Every time I'm around her,
I just go to pieces, crashing, tumbling to the ground.
I'm so glad I found her, I know how it feels.

So if you see my girl,
Just tell her I miss her smile.
Tell her I'm counting the minutes,
Gonna see her in a little while.

And tell her I love her."

Próbowałam zatrzymać łzy, ale nie potrafiłam.
Austin uśmiechnął się do kamery, a potem wszystko zniknął i pojawiły się dwa słowa.
Wesołych Świąt.
Nie dla mnie.
Czułam wzrok wszystkich na sobie. Pytali mnie, co do cholery się ze mną dzieje.
Ja sama nie wiedziałam.
Więc powoli wstałam i opuściłam pokój.
Łzy skapywały po moich policzkach, nie mogłam ich ciągle powstrzymywać.
Nałożyłam na siebie płaszcz. Czas na powrót do domu.
- Kochanie, co się dzieje? - Mój tata „wyrósł” przede mną, powstrzymując mnie przed pójściem.
- Nie mogę tego teraz wytłumaczyć, tato – wyszeptałam, starając się by głos mi nie zadrżał. - Ale obiecuję ci, że wszystko będzie ze mną dobrze. Po prostu daj mi trochę czasu.
W jego oczach widziałam, że w tym momencie, wiedział o czym mówiłam. Skinął głową i odwrócił się, dając mi czas o który go prosiłam.
Bo gdy mama odeszła, on potrzebował tego samego.
Wyszłam na zewnątrz, zimno uderzyło mnie jak góra lodowa. Zadrżałam, ale świeże powietrze pomogło mi ze ściśniętym gardłem.
Wzięłam głęboki wdech, zamykając oczy. Wstałam w ogrodzie, na chodniku, czując zimno, czując spokój.
Czując samotność.
Ale było okej. Bo lubiłam być sama.
Chociaż on uświadomił mi, że mimo tego, że lubiłam być sama, nie chciałam tak skończyć.
Ale teraz, samotność była ok. Samotność była dobra.
Bo jego tu nie było. A był jedyną osobą, którą chciałam mieć przy mnie.
- Ally.
Mocniej ścisnęłam moje oczy. Nawet wyobrażałam sobie teraz jego głos. Naprawdę powinnam wziąć się w garść, albo to przegram.
- Ally.
Miękki dotyk, moja ręka trzymająca inną... I w tym momencie przestałam jak się oddycha.
Poczułam jakby prąd przechodził mi przez ramię. To nie był sen. To był znany dotyk. Powoli otworzyłam moje oczy.
I on tu był.
Nie wiedziałam co zrobić, więc tylko stałam i się na niego patrzyłam.
Czy ja śniłam? Może umierałam? Zawsze mówili, że gdy umierasz, widzisz osoby, o które dbasz najbardziej.
Może umierałam. Czy pośliznęłam się i uderzyłam w głowę? Może ktoś mnie postrzelił. To się czasami zdarza, nie? Możesz być postrzelony i tego nie zauważyć, natychmiast umierając.
- Ale ty jesteś w Nowym Jorku... - wreszcie wyszeptałam.
Austin pokręcił głową, jego oczy się uśmiechały.
- To była taśma. Wiedziałem, że muszę do ciebie przyjechać.
Splótł nasze ręce. To było takie znajome. Takie miłe.
- Tak bardzo przepraszam, Ally – powiedział cicho.
I wtedy zrozumiałam, że to wszystko dzieje się naprawdę. Nie zostałam postrzelona. On po prostu stał przede mną, a ja dostałam swoją drugą szansę.
Nie mogłam pozwolić mu odejść.
Ponownie.
Więc zaczęłam mówić. Słowa wyszły z moich ust, zanim pomyślałam co powiedzieć. Wyszły, bo musiały. Wyszły, bo walczyły o coś.
O kogoś.
- O mój Boże, Austin, tak bardzo przepraszam! Spieprzyłam wszystko. Wiem, że powinnam była ci powiedzieć, ale bałam się, że możesz mnie nie zrozumieć! Nigdy nie chciałam cię wykorzystać do niczego. To znaczy chciałam, ale to było jeszcze wtedy, gdy cię nie lubiłam, a potem cię polubiłam, nigdy nie chciałam...
Przestałam mówić. Podszedł blisko mnie z małym uśmiechem.
- Czy ktoś, kiedyś ci mówił, że zbyt dużo gadasz?
Jego nos prawie stykał się z moim, jeśli tylko przysunęłabym się bliżej...
Nie musiałam, bo on to zrobił.
Złączył nasze usta, a ja nie mogłam zrobić nic, jak oddać pocałunek. Owinęłam ramiona wokół jego szyi i przysunęłam się tak blisko niego, jak tylko mogłam.
Nie mogłam mu pozwolić odejść.
Nie znowu.
Gdy odsunęłam się, by zaczerpnąć powietrza, ręce nadal miałam na jego szyi. Nos stykał się z jego. Uśmiechnęłam się.
Jego ręka dotknęła mojej i poczułam coś nieznajomego w mojej ręce. To była kartka papieru.
Natychmiast ją rozpoznałam. To była piosenka, którą napisałam dla Austina.

I just wanna tell you I love you, but it's the hardest thing to say.
Because ever since I met you, I haven't been really good with words.

- Już nie musisz szukać sposobu by mi to powiedzieć, Ally. Wiem to – powiedział cicho. - I też cię kocham.
Nie wiem dlaczego, ale zachichotałam.
- Coś jak cud świąteczny, co nie?
Znany mi zawadiacki uśmiech, wtargnął na jego twarz, ale tym razem, nie irytował mnie on.
To było dokładnie to, czego potrzebowałam.
- Myślałem, że nie wierzysz w cuda świąteczne? - mruknął.
Przed tym jak ponownie mnie pocałował, wyszeptałam:
- A jednak tu jesteś.

~~~

*Austin*

Słońce przebijało się przez zasłony. Jęknąłem przekręcając się na drugą stronę, a łóżko zaskrzypiało.
Słońce w święta. Oczywiście. Tylko w Miami.
Promienie słońca świeciły prosto na twarz Ally, ukazując całe jej piękno. Jej oczy były zamknięte, a włosy były rozwalone na poduszkach.
Uśmiechnąłem się, kładąc moją rękę wokół jej ramion, tak bym mógł kreślić małe kółka na jej skórze.
Powiedziała mi raz, że lubi być w ten sposób budzona.
Zbliżyłem moją twarz trochę bliżej jej. Wyglądała tak ślicznie i spokojnie, gdy spała.
Ale był czas na pobudkę.
Ponieważ były święta, a ja byłem głodny.
- Ally – szepnąłem. Zamrugała oczyma. Budził ją nawet najmniejszy szmer. W przeciwieństwie do mnie.
- Psst, Als, wstawaj – przyłożyłem nos do jej policzka, następnie całując ją lekko.
Zachichotała.
Oh, jak ja kocham ten dźwięk.
- Jesteś jak szczeniaczek – mruknęła, jej głos nadal był zaspany. - Liżą cię, gdy chcą zwrócić na siebie uwagę.
By zademonstrować, polizałem jej policzek. Pisnęła, odwracając się plecami do mnie.
- Al-ly – jęknąłem, przeciągając 'l'. - Jestem głodny.
- Tobie też Wesołych Świąt – powiedziała cicho, odwracając się do mnie z powrotem. Przysunąłem ją bliżej mnie i pocałowałem lekko, ale namiętnie.
Iskry nadal latały, zupełnie jak tej nocy, przed domem jej ojca.
W święta, zeszłego roku.
Święta były szczególnym czasem, ale od zeszłego roku, są wyjątkowe.
To nie były tylko święta, to było świętowanie dnia, kiedy zdobyłem dziewczynę, która zmieniła moje życie.
Chciałem się upewnić, czy wie, że nadal o tym pamiętam. Pamiętam wszystko, naprawdę. Przysunąłem moje usta do jej ucha.

„Czuję, że ten rok
Będzie dla mnie i dla ciebie
Więc Wesołych Świąt
Bo ja kocham ciebie”

Zaśpiewałem cichutko, tak, że nawet Ally ledwo mogła mnie usłyszeć. Ale ja wiedziałem, że usłyszała. Widziałem to po jej uśmiechu, albo rumieńcu, co zawsze działo się, gdy byliśmy razem, a ja coś powiedziałem, albo zrobiłem.
Kochałem to, że sprawiałem, że się rumieniła.
- To jest beznadziejne – zwróciła się do mnie. - Ale kochane.
- Wesołych Świąt. Naleśniki? - zrobiłem maślane oczka. Nigdy nie potrafiła im odmówić.
Skinęła głową.
- Minutka. Austin, chcę ci coś pokazać – jej głos stał się poważny, tak, że natychmiast się podniosłem.
- Czy coś się stało? - zaniepokoiłem się.
- Co? Nie. Po prostu... zeszłej nocy miałam sen. - Odwróciła się chowając głowę w poduszkę.
Ledwo jej rumieniec zniknął, pojawił się od nowa. Uśmiechnąłem się zawadiacko. Jak powiedziałem. Słodko.
- O czym?
- O tobie. I o mnie. I... uhm, zaśpiewam dla ciebie piosenkę.
Umieściłem moją rękę na jej plecach, kontynuując kreślenie kółek.
- Wiesz, że nie musisz dla mnie śpiewać. Boisz się tego, rozumiem, Ally.
Nadal oczywiście pisze piosenki. Bardziej dla mnie, ale wiem, że czasami pisze coś dla siebie.
Po prostu nigdy ich nie śpiewała, gdy wiedziała, że jestem w domu. Albo w pobliżu domu, nieważne.
- Ale chcę. - Jej głos był ledwo słyszalny i przez sekundę, myślałem, że się przesłyszałem.
- Chcesz... zaśpiewać dla mnie?
Skinęła głową.
- Napisałam piosenkę wczoraj, bo była nasza rocznica. Chciałam ją zaśpiewać w prezencie, ale ktoś mnie... rozproszył.
Nie mogłem się nie uśmiechnąć, na wspomnienie wczorajszej nocy.
Ona też się uśmiechnęła.
- Ale chcę zrobić to teraz. Bo jeśli nie zrobię tego teraz, nie zrobię tego nigdy, a myślę, że naprawdę musisz to usłyszeć.
Wyskoczyła z łóżka, założyła jeden z moich T-shirtów, który zeszłej nocy zostawiłem na ziemi, i podeszła do pianina, który stał w jej sypialni.
Oglądałem ją przez chwilę. Po prostu usiadła, wyglądając całkowicie przepięknie w mojej koszulce.
Nie mogłem temu zaradzić, czułem się najszczęśliwszym chłopakiem na ziemi.
Nie zasłużyłem na kogoś takiego jak Ally. A jednak tu była.
I pomyśleć, że mogłem to zrujnować. Mogłem nie mieć żadnych wspomnień z poprzedniego roku.
Moja kariera miała się nieźle, co było w większości zasługą Trish, która była moją nową menadżerką, by mama mogła przez chwilę odpocząć.
Bez Ally, Trish by nią nie była.
Zdałem sobie sprawę, że wszystkie niesamowite rzeczy, nie stałyby się, gdyby nie Ally.
Była przy mnie w tych złych momentach i tych dobrych.
Wszystko było jej zasługą. Wszystko co się stało, nie stałoby się bez niej. Słońce by nie świeciło, a niebo nie byłoby niebieskie, gdybym z nią nie był.
Przebudziłem się z myśli, gdy usłyszałem dźwięk klawiszy. Wbiłem się w jakieś ubrania, bokserki i koszulkę, i usiadłem obok niej na ławeczce.
Jej palce dotykały klawiszy. Nie naciskała ich, nie wydobywał się żaden dźwięk.
Poczułem, że chcę powiedzieć jej, że nie musi dla mnie śpiewać, co ja robiłem dla niej cały czas.
Ale z drugiej strony, naprawdę chciałem usłyszeć co napisała. I naprawdę chciałem usłyszeć jak śpiewa.
- Kocham cię, Als – mruknąłem siadając bliżej niej. Uśmiechnęła się. Odwróciła się do mnie, popatrzyła, zupełnie zapominając o oddechu.
To też nadal się działo.
- Ja ciebie też kocham – powiedziała cicho. Położyłem dłoń na jej talii, a ona zaczęła grać.
A potem śpiewać. A to był najpiękniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek usłyszałem. Gdy słuchałem, mój uśmiech stawał się coraz większy. Zrozumiałem, że ja naprawdę byłem najszczęśliwszym facetem na świecie.
I, że miała rację: musiałem to usłyszeć.
Dziewczyna, którą pokochałem, najbardziej niesamowita dziewczyna na świecie, siedziała obok mnie, śpiewając jak mocno mnie kocha.

"When your soul finds the soul it was waiting for,
When someone walks into your heart, like an open door,
When your hand finds the hand it was meant to hold,
Don't let go."

Wzmocniłem uścisk na jej talii. Mogłem powiedzieć, że wiedziała co śpiewa, a to wszystko było dla mnie.
Jej słowa były wyraźniejsze. Słyszałem je, głośne i czyste. Nie przejmowała się tym. Nie pozwolę jej na to.
Nigdy.

"Someone comes into your world,
suddenly your world, has changed forever.

There's no one else's eyes,
That could see into me.
No one else's arms can lift me up so high.
Your love lifts me out of time,
And you know my heart by heart.

When you're with the one you were meant to find,
everything falls into place, all the stars align.

So now we've found our way to find each other.
So now I've found my way, to you.

No there's no one else's eyes,
That could see into me.

No there's no one else's eyes,
That could see into me.
No one else's arms can lift me up so high.
Your love lifts me out of time,
And you know my heart by heart.

Yes, you know my heart by heart."

Pianino przestało grać. Ally ścisnęła swoje ręce i zarumieniła się mocno. Wiem, że czekała aż coś powiem.
Aż powiem co myślę.
Ale nie mogłem wydusić ani słowa. Patrzyłem na nią i czułem, że tracę zdolność mówienia.
Czy kiedykolwiek patrzyliście się na kogoś, albo coś i czuliście, że miłość do tego czegoś cię pożera, w totalnie nieprzerażający sposób? Czasami tak się czułem, nawet, gdy tylko o niej pomyślałem.
Czujesz, że chcesz płakać, krzyczeć, śmiać się, albo tylko przytulać tę osobę do końca świata. Zamiast tego po prostu głupkowato się uśmiechasz, zdając sobie sprawę jak szczęśliwy jesteś i obiecujesz sobie, że zawsze będziesz o nią dbał.
Nie mogłem jej tego powiedzieć. To było głupie. Ale w jakiś sposób wiedziałem, że ona zdaje sobie z tego sprawę.
Że to czuła.
Tak jak ja czułem jej miłość. Tylko ta piosenka, którą właśnie zaśpiewała, stała się czystsza, gdy pomyślałem, że dba ona o mnie tak mocno, jak ja dbam o nią, nawet jeśli nigdy nie zrozumiem, jak to możliwe.
Bo ona była perfekcyjna, a ja nie.
Bo nawet jeśli ta piosenka mówi ile dla niej znaczę, zawsze to wiedziałem.
Widziałem jej spojrzenia wysyłane w moją stronę, gdy grałem na gitarze, albo pianinie. A ona wtedy po prostu siadała obok, patrzyła się i zagubiona w myślach, uśmiechała się.
Widziałem jak śmiała się, gdy mówiłem jej coś, z czego nikt inny się nie śmiał, a ją rozśmieszało to za każdym razem.
Widziałem jak wtulała się w moje ramiona w nocy, gdy myślała, że śpię.
- Jesteś przerażająco cichy – powiedziała cicho, wracając mnie na ziemię.
Zamiast odpowiedzieć, schowałem moją głowę w jej szyi, trzymając całe moje życie w ramionach,
Bo czasami moje myśli były tak poplątane, że nie mogłem ich zrozumieć i czułem, że tracę zmysły.
Ally mówiła, że był to minus mojej twórczej duszy.
Trzymanie jej, wciąganie jej zapachu, jako jedyne miało dla mnie sens.
Gdy byłem młodszy, tylko muzyka miała dla mnie sens. A potem spotkałem Ally i słowa zaczęły znaczyć o wiele więcej, gdy się do mnie uśmiechała.
- Proszę, powiedz mi co jest nie tak – Ally wyszeptała do mojego ucha. Głaskała moje włosy, jakbym był płaczącym do ramienia swojej matki, dzieckiem. - Czy to chodzi o moją piosenkę?
Jej głos drżał i czułam, że w środku wariowała.
- Nie, Als, twoja piosenka była niesamowita. Ty brzmiałaś niesamowicie. Wszystko było niesamowite – powiedziałem. Usłyszałem jak westchnęła z ulgą.
- Więc co jest nie tak?
- Czy coś musi być nie tak? - odpowiedziałem, nadal ją ściskając.
- Zawsze jesteś cicho, gdy jesteś smutny.
Znała mnie lepiej, niż ja sam. Miała rację: znała moje serce przez serce.
A ja wiedziałem, że to działało w dwie strony. Wszystko co robiła dla mnie, ja chciałem robić dla niej. I to była jedyna rzecz, którą chciałem robić w życiu.
Puściłem ją, całując ją lekko w policzek. Spojrzała na mnie lekko zagubiona i przestraszona. Uśmiechnąłem się do niej, co ona odwzajemniła, nie będąc pewna, dlaczego się uśmiecham.
Złapałem ją za ręce. To był czas by rozpocząć święta. I muszę sprawić, by był to najpiękniejszy dzień ever.
Dla niej. Dla nas.
- Jestem też cicho, gdy jestem naprawdę, naprawdę szczęśliwy. I wiesz, że ta cisza będzie zawsze tylko dla ciebie.
Pocałowałem ją. Poczułem jak uśmiecha się podczas pocałunku, zresztą jak zawsze. Odsunąłem się, patrząc na jej uśmiech. Szturchnąłem ją, a ona pisnęła.
- Więc teraz naleśniki?


Heart By Heart: Część trzecia

Przepraszam, że dodaję tą część dopiero teraz. Nie miałam wcześniej czasu, przepraszam! ;_; 
To przedostatnia część. Kolejna będzie ostatnią. I tu problem, bo nie mam na razie żadnej dobrej historii do przetłumaczenia, dlatego po dodaniu ostatniej części pewnie będzie trochę dłuższa przerwa ;-; Muszę coś znaleźć i jeszcze przetłumaczyć.
Miłego czytania ^^
Sorry za błędy.


Zaczęło padać, gdy weszliśmy do hotelu.
- Lepiej tu zostań przez chwilę, Ally – powiedziała Mimi. - Aż się to trochę uspokoi.
Na zewnątrz było naprawdę strasznie, więc zgodziłam się. Poszliśmy do pokoju Austina. Mimi poszła w swoim kierunku, ale Dez i Austin usiedli na kanapie.
- Chcesz coś do picia? - Austin wyglądał nieswojo. Starał się być dobrym gospodarzem. Zachichotałam.
- Nie, dzięki. Ale jeśli mamy przesiedzieć tu wieczór, musimy coś jeść.
- Powinieneś coś ugotować – powiedział Dez. Oczy Austina zrobiły się ogromne.
- Uhm, ta, lepiej tego nie róbmy.
- Dlaczego? Napisałeś w moim zeszycie, że jesteś dobrym kucharzem – powiedziałam podejrzliwie. Dez zaczął się śmiać, a Austin oblał się rumieńcem.
- Cóż...
- Nie mówisz, że kłamałeś? Bo Kłamca definitywnie pasowałby do tej listy, o której wspomnę w moim artykule. - Teraz był strasznie zaczerwieniony i cieszyłam się z tego.
- Pff, nie kłamałem. Ja nie kłamię. Ugotuję dla ciebie – Austin blefował. Wszedł do hotelowej kuchni, a Dez podszedł do mnie.
- Jak zawali sprawę, zamówimy pizzę.
Zaśmiałam się. Naprawdę polubiłam Deza. Był trochę dziwny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- Chcesz obejrzeć jakiś film? - zapytał. Skinęłam głową. Dez przejechał wzrokiem po płytach.
- Matko, tu są same beznadziejne filmy romantyczne. Gdzie są filmy o Zalienach?!
Austin wyskoczył z kuchni.
- One nie są beznadziejne! Lubię filmy romantyczne. I naprawdę nie myślę, że Ally spodobają się filmy o Zalienach. - Uśmiechnęłam się do niego i zanotowałam sobie w głowie, że muszę dopisać Romantyczny do listy.
Nigdy nie spotkałam faceta, który lubiłby filmy romantyczne i nie wstydził się tego.
- Będzie okej. Ta długo, aż nie będą naprawdę straszne.
- Nie są – powiedział Dez.
- Są – Austin powiedział w tym samym momencie.
- On mówi to tylko dlatego, że chce obejrzeć z tobą coś romantycznego – Dez zaśmiał się.
- Nieprawda!
- Prawda.
Pierwsza część Zalienów się zaczęła i Austin ponownie zniknął.
Austin definitywnie miał racje. Po piętnastu minutach oglądania filmu, miałam trzy opcje do wyboru. Schowanie mojej głowy w poduszce, opuszczenie pokoju, albo nie spanie przez wieczność.
- Dez, pójdę sprawdzić co u Austina – powiedziałam. Nie czekałam na jego odpowiedź, ale podreptałam do kuchni.
Kuchnia była naprawdę mała. Udało mi się tylko wcisnąć obok Austina bez dotknięcia go.
Dobrze, że byłam mała.
- Hej – uśmiechnął się.
- Hej.
- Boisz się? - Skinął w stronę salonu, wyraźnie mówiąc o filmie.
- Pff, nie – powiedziałam wysoko.
Jak zawsze mówię, gdy kłamię. Więc westchnęłam.
- Tak.
Zaśmiał się. To brzmiało jak muzyka w moich uszach po tych wszystkich krzykach Deza.
- Zawsze się boję podczas oglądania filmów o Zalienach. Nie kłamałem, gdy mówiłem, że lubię filmy romantyczne. Właściwie to, że je wolę.
Z jakiegoś powodu, uznałam, że to słodkie.
- Jak tam jedzonko?
Uniósł brwi i skinął w kierunku patelni.
- Co myślisz?
Zaczęłam się śmiać. Miał zamiar ugotować makaron, ale robił to zbyt długo. Był spalony i niejadalny.
- Myślę, że powinieneś to po prostu zostawić.
- Masz na myśli, razem z moją dumą? Nie ma mowy. To musi wyjść! - powiedział dramatycznie. Zaśmiałam się. On też, więc dostaliśmy napadu śmiechu.
Kilka minut później, uspokoiliśmy się. Uśmiechał się do mnie. Nagle uświadomiłam sobie, jak blisko niego byłam.
- Więc, uhm. Wyrzuć to, a ja sprawdzę, czy jest w pobliżu jakaś pizzeria, która przywiezie zamówienie w taką pogodę, ok?
Wybiegłam z kuchni, siadając obok Deza. Spojrzał na mnie.
- Czas na pizzę?
- Czas na pizzę.
Nie było pizzy. Pogoda była tak okropna, że nikt nie wypuszczał ludzi do roznoszenia zamówień.
O tym właściwie było dużo w internecie. Żeby nie wychodzić z domów, jeśli nie jest to konieczne.
Więc zdecydowaliśmy się na makaron. Austin nie miał niczego innego.
Po Zalienach, postawiliśmy na Titanica. Zignorowaliśmy protesty Deza, bo to on wybierał pierwszy film.
W połowie filmu, rozejrzałam się wokoło. Na zewnątrz było ciemno. Krople deszczu uderzały w okna i słyszałam powiewy wiatru. Właściwie cieszyłam się, że nie musiałam teraz sama siedzieć w moim małym mieszkanku.
Popatrzyłam po chłopakach. Austin kompletnie zapatrzył się w telewizor, nawet jeśli mówił, że widział to z dwadzieścia razy.
Dez natomiast liczył krople deszczu.
Jeśli Trish byłaby z nami, ta noc byłaby perfekcyjna.
Skoncentrowałam swój wzrok na Austinie. Był tak wciągnięty w film, że byłam prawie pewna, że mogę się na niego przez chwilę popatrzyć. Zauważyłam jak zacisnął szczękę, gdy Rose zrobiła coś głupiego. Jak naprawdę mały, ledwo zauważalny uśmiech przemknął po jego twarzy, gdy były romantyczne sceny, i jak przygryzał wargi, gdy nadszedł czas na smutną część filmu.
Jego ręce były splecione na kolanach. Ręce, które były dla mnie trochę szorstkie, czego się nie spodziewałam, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Były szorstkie z jasnych powodów: bo z pasją grał na gitarze. Bo były dotykane przez tysiące fanów. Bo mocno trzymały mikrofon, gdy śpiewał wysokie dźwięki.
Nagle jego wzrok odwrócił się na mnie. Odruchowo, natychmiast skupiłam się na ekranie, ale film się skończył.
Wow, musiałam długo go oglądać. Musiałam przestać to robić. Ludzie mogli pomyśleć, że jestem nim zauroczona.
Albo gorzej, Austin mógł pomyśleć, że mi się podoba.
Co jest prawdą. Ale nie musi o tym wiedzieć.
- Pójdę porozmawiać z mamą o tym – Usłyszałam. Kurde. Nie wiem o czym wcześniej mówił.
Austin opuścił pokój, a ja odwróciłam się do Deza.
- Więc, jak długo kochasz Austina?
Zaczęłam ciężko kaszleć, gdy łapczywie złapałam powietrze, które powinnam wdychać. Kiedy wreszcie się ogarnęłam, westchnęłam.
Zaprzeczenie mi nie pomoże.
- Skąd wiesz?
- Dziewczyno, Titanic to długi film. Wiem, bo spędziłem ten czas próbując go zignorować. A ty spędziłaś ten czas na wgapianiu się w Austina, jakbyś była gotowa na niego skoczyć.
Mogłabym powiedzieć, że byłam czerwona jak pomidor.
- Nie martw się, nie powiem mu. Właściwie to cieszę się, że ci się podoba. Byłabyś dobrą dziewczyną dla niego – wstał. - Jak powiedziałem, Austin i Ally brzmi pięknie, nie myślisz?
Nie powiedziałam nic, gdy opuszczał pokój.
Tak wiele do ukrycia. Dobra robota, Ally. Naprawdę dobra robota. Wcale nie zachowywałaś się oczywiście.
Ale nie miałam dużo czasu na rozmyślanie, bo Austin wrócił.
- Moja mama zgodziła się ze mną.
- W jakiej sprawie?
Odwrócił się do mnie, marszcząc brwi.
- Czy ty mnie w ogóle słuchałaś? Nie wracasz do domu w taką pogodę, Ally. Zostajesz dziś ze mną.
- Ja co?
- Zostajesz. Tu. Dziś. W tym pokoju. Ze mną – Austin wyjaśnił. Przełknęłam ślinę.
To nie był dobry pomysł.
- Gdzie jest Dez? - zapytał, wyraźnie nieświadomy mojej niepewności.
- Um, nie wiem, po prostu wyszedł.
- Ah. Dez jest trochę dziwny czasami.
- Tak, zauważyłam – mruknęłam. Pomiędzy nami panowała cisza, którą Austin przerwał biorąc się za sprzątanie naczyń.
- Czekaj, pomogę ci. - Wyciągnęłam rękę do przodu, niechcący dotykając jego. Szybko ją cofnęłam, jakbym została ukąszona przez węża.
- Nie trzeba. Możesz przygotowywać sobie miejsce na spanie.
- Miejsce na... spanie?
Zachichotał.
I mogę powiedzieć, że brzmiał uroczo.
- Tak, jedno z nas musi spać na kanapie, nie? To znaczy, nie mam nic przeciwko dzielenia z tobą łóżka, ale ty chyba owszem...
- Definitywnie – przerwałam mu.
Nawet nie wiedział jaka kusząca była ta propozycja.
Skarciłam się w myślach. Jezu Ally, opanuj się! Co ty robisz?
- Więc idź i pościel sobie łóżko. I moje. Jak dżentelmen przeniosę się na kanapę, ale tylko wtedy, gdy mi ją przygotujesz – oznajmił. Zaśmiałam się.
To brzmiało fair.
Weszłam do sypialni. Była wybitnie czysta, jak na młodego, wolnego chłopaka, który mieszkał tu przez kilka dni.
Właśnie wzięłam do ręki prześcieradło, gdy światło zgasło.
Cholera.
Normalnie lubię, gdy jest ciemno. I mogłam się domyśleć, że prąd siądzie zważywszy na pogodę.
Ale teraz, gdy obejrzałam film o zombie i alienach zjadających całą ludzkość, nie wspominając nawet o tym, że był grudzień i było zimno, nie cieszył mnie zanik prądu.
Drzwi się otworzyły i wstrzymałam oddech. To tylko Austin.
Oczywiście, że to był Austin, kogo ja się spodziewałam? Skarciłam się w myślach.
Znowu. To zdarza się zbyt często.
- Tu też zgasły światła?
- Nie, po prostu lubię ciemność – zakpiłam.
- Pasuje do twojej osobowości – zażartował. Wzięłam jedną z poduszek i rzuciłam nią w chłopaka, ale oczywiście, on złapał ją bez problemu.
Zdziwiony wypuścił powietrze. - Ally, czy ty zaczęłaś bitwę na poduszki?
- Nieee! - krzyknęłam, chowając się za łóżkiem. - Nie, Austin, naprawdę. Potrafię sobie coś zrobić, gdy jest widno, wyobraź sobie co może się stać, gdy nic nie widzę.
Wybuchnął śmiechem. - Myślę, że to prawda. Głowa nadal mnie boli. Masz dość twardą głowę, jak na małą dziewczynę.
Odchrząknęłam. - Tak, przepraszam za tamto.
- Żartowałem, Als. Wszystko w porządku.
Mój brzuch podskoczył. Als.
Zabroniłam Trish tak mówić, bo nienawidziłam tego zdrobnienia, ale gdy on to powiedział, nie przejęłam się. To brzmiało uroczo.
Austin się odwrócił i opuścił sypialnię, krzycząc „Poszukam latarek i świeczek, a ty załatw poduszki i koce!
- Koce? Po co? - odkrzyknęłam.
- Jest tylko jedna rzecz, jaką można robić bez prądu – mówił podekscytowany. - Zbudujemy fort!
Przeszukując szafy i szafki w poszukiwaniu koców, myślałam o Austinie. Nie kłamałam mówiąc, że bitwa na poduszki byłaby złym pomysłem z powodu mojej niezdarności.
Ale to nie była cała prawda. Szczerze, byłam lekko przestraszona. Podczas łaskotania się, czułam, że jakby Mimi nie weszła, pocałowalibyśmy się.
A teraz, w ciemności, bez żadnych przeciwności... Nie ufałam sobie.
Naprawdę nie chciałam zrujnować tej przyjaźni. Bo czułam, że Austin mógłby być świetnym przyjacielem. Teraz, jak poznałam go lepiej, wiem, że to dobry chłopak i ma to, czego potrzebuję w przyjacielu.
Albo chłopaku.
Na Boga, Ally.
Wchodząc do salonu, zobaczyłam świeczki. Wszędzie.
- Znalazłem tylko jedną latarkę. - By zademonstrować, Austin zaświecił mi nią prosto w twarz. Tak, że prawie się wywróciłam.
Zaśmiał się. - Przepraszam, muszę się nauczyć, żeby nie robić nic nagle przy tobie.
Usiadłam na podłodze, kładąc koce naprzeciwko mnie.
- Nie mogłam więcej znaleźć. Ludziom w Miami nie jest często zimno.
Austin wstał i wyszedł. Oglądałam go z przymkniętymi oczyma. Kiedy wrócił, miał w rękach dwa swetry. Rzucił mi jeden.
- Na szczęście, przygotowałem się na zimną pogodę.
Założyłam sweter. Był szary i cieplutki. I duży. Zakrywał moje ciało aż do ud, tak, że wyglądał jak sukienka. Powąchałam go, wyobrażając: pachniał wspaniale. Jak on.
Oglądałam go idącego do kuchni i wracającego z dwoma kubkami.
- Skąd wziąłeś gorącą czekoladę? - zaskoczona, zapytałam. Uśmiechnął się głupkowato.
- Były gotowe zanim światło zgasło. Jak to planowałem – puścił do mnie oczko, gdy siadał obok mnie.
Bardzo blisko mnie.
Nastała cisza. Ale przyjemna cisza. Takiej, w której mogłabym trwać już zawsze.
Ale gdy Austin skończył pić swoją czekoladę, złamał ją.
- Wiesz co ludzie robią, gdy światło gaśnie?
Pokręciłam głową.
- Zdradzają swoje najgłębsze, najciemniejsze sekrety. Więc, mów. - Zaśmiałam się, zanim zorientowałam się, że mówi poważnie.
O matko. Owinęłam się kocem, czując zimno.
A potem, nie wiedząc dlaczego, zaczęłam mówić.
- Chciałabym być jak ty. Móc wyjść na scenę i wystąpić. Ale nie mogę.
- Dlaczego nie? - Głos Austina brzmiał naprawdę delikatnie, słodko. Szczerze. I czułam się trochę zawstydzona tym, że nie powiedziałam mu wcześniej. Pojęłam, że nie powiedziałam mu niczego o sobie, poza części o rodzicach.
Ale powiem mu teraz. Zrozumie. I naprawdę chciałam, by wiedział.
By znał mnie.
- Bo się boję. Strasznie boję. Jeśli tylko powiesz 'scena', zaczynam się trząść, a gdy zaciągniesz mnie na nią, zwymiotuję na widownię i zemdleję, a to nie fajne – Przytuliłam się do kolan, kładąc na nich moją głowę. - Naprawdę cię podziwiam, Austin. Występujesz i jesteś w tym niesamowity.
Uśmiechnął się.
- Nigdy nie bałem się występów, więc nie wiem jak ci pomóc, Ally.
- Nie możesz mi pomóc – powiedziałam cicho. - Nie możesz mnie naprawić. To moja walka. A ty jesteś jedną z naprawdę małej grupki osób, która o tym wie.
Sięgnął dłonią za kanapę, biorąc w ręce gitarę.
- Myślisz, że byłabyś w stanie zaśpiewać dla mnie? Wiem, że wcześniej nie mogłaś, z Brave, ale teraz...
Pokręciłam głową z przerażeniem. Natychmiast zauważył mój strach.
Położył rękę na moim ramieniu. Przestałam oddychać.
I nie dlatego, że nie chciałam zaśpiewać.
- W porządku, Als. Nie musisz. Ja zaśpiewam dla ciebie, okej?
I zaczął grać. A ja uśmiechałam się.
Znałam tę piosenkę.

"And I say oh!
We're gonna let it show,
We're gonna just let go of everything
holding back our dreams.
And try, to make it come alive.
C'mon, let it shine, so they can see,
we're meant to be
Somebody,
Somebody, yeah,
Somehow, some day, some way.
Somebody."

Słuchałam go, aż do momentu, gdy nadszedł czas na zwrotkę.
Mogę to zrobić.
Zamknęłam oczy i otworzyłam usta.

"We will walk out of the darkness,
Feel the spotlight glowing like a yellow sun.
And when we fought we fought together,
Till we get back up and we will rise as one."

Mój głos zastygł pod koniec, a on ponownie zaczął śpiewać. Powoli otworzyłam moje oczy, patrząc prosto w jego. Nie wiedząc dlaczego, kontynuowałam śpiewanie. W tym momencie, byłam tylko o ja i on, oraz muzyka. I już nie wyglądało to tak strasznie.

"Oh, we're gonna let it show.
We're just gonna let go of everything,
holding back our dreams.
And try, to make it come alive,
C'mon, let it shine, so they can see,
we're meant to be
somebody.

Somehow, some day, some way,
somebody."

Muzyka ucichła, a ja odwróciłam swoją głowę.
Zrozumiałam co zrobiłam.
Co jeśli mu się nie podobało? Co jeśli myślał, że to było okropne?
Co jeśli myślał, że chciałam być jego przyjaciółką, żeby usłyszał jak śpiewam? Co jeśli myślał, że go wykorzystuje?
- Ally?
O Boże.
- Als, możesz na mnie spojrzeć?
Odwróciłam się. Był bliżej niż się spodziewałam. Wstrzymałam oddech.
- Dziękuję.
To nie było to, czego się spodziewałam.
- Dziękuję, że mi zaufałaś. - Odłożył gitarę i uśmiechnął się do mnie. - Przy okazji, myślę, że masz świetny głos. Nie tak jak ja, ale nadal świetny. - Wybuchnęłam śmiechem. Patrzył się na mnie przez chwilę z małym uśmiechem na twarzy.
Zadrżałam pod wpływem jego spojrzenia.
- Zimno ci? - To wyglądało jakbym wyrwała go z przemyśleń.
- Ja... - zaczęłam, chcąc powiedzieć, że wszystko ok, ale on przysunął się do mnie.
- Nie mam innego koca, ale mogę podzielić się moim.
Nie mogłam skończyć mojego zdania, słowa utknęły mi w gardle, gdy objął mnie ramieniem wokół talii i ułożył na swojej klatce piersiowej. Schował mnie w kocu, owijając nas nim.
- Lepiej? - wyszeptał.
- Tak – przyznałam.
Było lepiej. Znacznie lepiej.
Nie z powodu koców. Tylko dlatego, że czułam jego bicie serca i ramię wokół mnie. I jego oddech w moich włosach.
I czułam motylki w moim brzuchu.

~~~

Gdy rano wstałam, byłam lekko zdezorientowana. Rozejrzałam się wokoło. W oczy rzuciły mi się wypalone świeczki, kilka koców, kilka nóg...
Chwila, co.
Powoli poruszyłam moimi nogami. Dwójka z nich była na 100% moja.
Nagle wspomnienia z wczoraj powróciły.
Nogi, które były splątane z moimi, z pewnością należały do Austina. I klatka piersiowa na której spoczywałam, też. I ręka na moim brzuchu? Też Austina.
Poruszyłam się powoli, tak by go nie obudzić, a móc na niego spojrzeć.
Nadal spał. Jego usta były lekko otworzone, a jego powieki się poruszały. Prawdopodobnie śnił.
Ciekawe o czym/kim.
Ciekawe też, co ja mam teraz zrobić. Prawdopodobnie powinnam wstać, albo ruszyć się tak, by nie być tak blisko Austina.
Ale gdybym się ruszyła, pewnie bym go obudziła.
Zresztą, szczerze nie chciałam się ruszać.
Zdecydowałam zamknąć oczy i udawać, że nadal śpię. Mogłabym wstać, gdy Austin się obudzi, wtedy on podejmie decyzję.
Pomijając to, że nie wiedziałam, że Austin śpi tak długo.
Po godzinie, gdy wygodnie leżałam sobie na Austinie, naszła mnie potrzeba skorzystania z kibelka. Naprawdę, naprawdę tego potrzebowałam.
Więc zaczęłam się ruszać. Najpierw, wyciągnęłam moje nogi spod jego. Potem, powoli zaczęłam ściągać jego ramię z mojej talii.
Jęknął.
A ja przestałam.
Przeczekałam chwilkę, zanim spróbowałam ponownie.
Znowu jęk. Tym razem, zatrzepotał powiekami, a potem je otworzył.
Po części.
- Przepraszam, że cię obudziłam – szepnęłam. - Ale częściowo ograniczyłeś mi dopływ krwi.
Na jego twarzy pojawił się leniwy uśmiech, a po chwili obrócił się na drugą stroną.
Ciągnąc mnie ze sobą, ponieważ nadal trzymał mnie w talii. Z cichym piskiem, przeleciałam nad nim. Leżałam teraz po drugiej stronie, tam gdzie mnie pociągnął. Jego twarz spoczywała w moich włosach.
Świetnie, czyli się nie obudził.
Westchnęłam.
To nie było tak, że przeszkadzało mi to, że używał mnie jak osobistego misia. Jeśli mam być szczera, muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało.
Ale musiałam siusiu. Natychmiast.
Zdecydowałam się na bardziej agresywną taktykę. Odkręciłam się tak, że miałam jak szturchnąć go w ramię.
- Austin! - krzyknęłam. - Wstawaj!
Zero odpowiedzi.
Czy ten człowiek jest uśpiony, albo nieprzytomny?
Mam pomysł.
Nie najlepszy dla Austina, wiedziałam to. Ale nie mogłam zrobić nic innego.
Jeśli wyciągnęłabym rękę tak daleko, jak mogę, złapałabym dzbanek na kwiaty.
A dzbanek na kwiaty był napełniony wodą.
Gdy wylałam wodę na jego twarz, on nawet nie krzyknął. Wystrzelił w górę, biorąc ciężki oddech. Jego oczy były przerażone, a usta otworzone tak szeroko, jakby miał zamiar krzyknąć, ale nie mógł.
- Przepraszam! - zaczęłam, natychmiastowo wstając. - Ale naprawdę muszę skorzystać z łazienki! - wbiegłam do pomieszczenia, nadal śmiejąc się z miny Austina.
Słyszałam przekleństwa na mój temat w tle.
Gdy wyszłam z łazienki, przebrana i gotowa na dzień, Austin siedział na ladzie w kuchni. Był owinięty w ręcznik i nadal się dąsał.
Przypominał mi tonącego kotka.
Stłumiłam chichot.
- Ty – odparł śmiertelnie poważnie. - jesteś naprawdę złym gościem.
- Próbowałam cię obudzić! - zaprotestowałam. - Ale nie łatwo to zrobić!
- A nie mogłaś pójść do łazienki bez budzenia mnie?
- Nie! - skrzywiłam się. - Trzymałeś mnie jakbym była ostatnim naleśnikiem na ziemi.
Chłopak wciągnął powietrze zdziwiony.
- Wow, musiałem trzymać cię naprawdę mocno.
- Dokładnie – zachichotałam. - Jesteś silny, a ja mała.
- To prawda – wstał, kierując się do łazienki. - Jak wezmę prysznic, zawiozę cię do domu. Musisz wziąć swoje bagaże.
- Kiedy nasz samolot odlatuje? - zapytałam, zaskoczona tym, że wszystko robi tak powoli.
- Za dwie godziny.

~~~

- Nie wierzę, że spóźniłam się na samolot! - zapłakałam. - Nigdy się nie spóźniam! Na nic!
Biegliśmy na lotnisko. Kiedy Austin wstał, Mimi i Dez byli już gotowi do odlotu. Myślał, że dwie godziny wystarczą na wzięcie prysznica, zabranie moich bagaży i dojechanie na lotnisko.
Nie wystarczyły.
- Nie martw się, zatrzymali dla mnie samolot. Mimo wszystko, jestem gwiazdą – powiedział Austin.
Posłałam mu złowrogie spojrzenie, gdy biegłam i próbowałam nie upaść i się nie połamać.
Bo to naprawdę nie był odpowiedni czas na to.
Jedyną dobrą rzeczą w tym całym zamieszaniu, było to, że nie było czasu na nasze dziwne zachowywanie się w swojej obecności.
Chociaż nie sądzę, żeby Austin kiedykolwiek czuł się niezręcznie obok mnie.
Zrozumiałam, że spędziłam całą noc przytulona do Austina, z tym, że ja byłam w nim zakochana, a on postrzegał mnie tylko jako przyjaciółkę. To raczej nie jest dobre połączenie.
Dobiegliśmy na sam czas odlotu. Stewardessa nie była zadowolona, ale gdy Austin posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów, wydawałoby się, że zapomniała o wszystkim.
Dlatego, że kupiliśmy bilety trochę za późno, a to był tydzień świąteczny, samolot był kompletnie zapełniony, więc nie dostaliśmy miejsc w pierwszej klasie. Nie, żebym kiedykolwiek korzystała z takich luksusów.
- Tu jest tak mało miejsca! - narzekał Austin, co chwile się ruszając i przy okazji mnie kopiąc.
- Przestań się wiercić! - powiedziałam. - Zachowujesz się jak małe dziecko. - Popatrzył na mnie z uśmiechem, mrugając oczami.
- Al-ly, jesteśmy na miejscu?
- Nawet nie wystartowaliśmy, Austin.
- A teraz?
Posłałam mu kolejne złowrogie spojrzenie.
- Nie zawaham się zapytać tego faceta obok twojej mamy, o zamianę.
Austin spojrzał na niego.
Siedziałam przy oknie, obok mnie Austin, a obok niego Dez. Z przodu siedziała Mimi, a obok niej jakiś starszy facet, który nie wyglądał zbyt dobrze.
I z pewnością też nie pachniał.
Austin gwałtownie osunął się na krzesło, a ja uśmiechnęłam się tryumfująco.
Zawsze potrafiłam radzić sobie z dziećmi.
Nie musiałam martwić się Austinem przez resztę lotu, bo odpłynął już pięć minut później. Jego głowa zaczęła się kołysać, a po chwili spadła na moje ramię.
Spałam już z nim całą noc, więc go nie odepchnęłam.
Drugim powodem było to, że wyglądał słodko, gdy spał.
- Więc Ally, kiedy powiesz Austinowi co do niego czujesz?
Prawie wyplułam wodę.
- Dez! - syknęłam. - Zamknij się!
Znowu przeklęłam. Chłopaki zdecydowanie źle na mnie wpływają.
- Co? Przecież on śpi. Zobaczysz, że obudzenie go zajmuje wieki.
- Zauważyłam – powiedziałam sarkastycznie.
Powoli rzuciłam się na moje miejsce, tak, by głowa Austina nie spadła z mojego ramienia. Zaczęłam patrzeć się w okno.
Powinnam powiedzieć Austinowi, że mi się podoba? Westchnęłam.
Ta, zdecydowanie nie.

~~~

- Nowy Jork jest przepiękny – powiedziałam do Trish.
Siedziałam w moim hotelu. Lot samolotem był męczący, ale starałam się nie usnąć podczas lotu i dojazdu do hotelu.
Byłam jedna. Austin i Mimi spali w samolocie, a Dez usnął w taksówce.
Hotel był piękny. Dostałam własny pokój, z wielkim łóżkiem. Mogłam leżeć na nim w dowolny sposób, ponieważ było wystarczająco duże.
Tak, wypróbowałam to.
Było późno. Jutro będzie ciężkim dniem. Przypomniałam sobie, że dawno nie rozmawiałam z Trish, więc do niej zadzwoniłam.
Ale byłam tak zmęczona, że leżąc w łóżku normalnie zamykały mi się oczy.
- Z pewnością. Ale nie obchodzi mnie Nowy Jork, kochanie. Chcę wiedzieć co u twojego ukochanego.
- Wszystko w porządku – mruknęłam.
- Przestań, chcę szczegółów! - Trish jęknęła. Wiedziałam, że nie odpuści, więc zdecydowałam, że krótka i słodka odpowiedź, będzie dobrym rozwiązaniem.
- Nie ma nic do mówienia. Spaliśmy razem. I mam na myśli normalne tego słowa znaczenie, Trish. Po prostu usnęliśmy razem. A potem obudziłam go zrzucając na niego wazon z kwiatkami.
- Zrzuciłaś na niego wazon? - krzyknęła. Wybuchnęłam śmiechem.
- O matko, nie, tylko wylałam wodę.
- Wow, jesteś niegrzeczna Ally – zatrzymała się. - Jestem z ciebie dumna. Dlaczego wylałaś na niego wodę?
Wyjaśniłam jej.
- Muszę iść, Trish – ziewnęłam. - Jestem naprawdę zmęczona, a jutro będzie męczący dzień. Muszę napisać ten artykuł, bo twój szef powiedział, że ma być gotowy przed świętami. A Austin ma próbę i wtedy będę miała czas na kupienie tacie prezentu świątecznego i...
- Okej, rozumiem. Dobranoc Ally!
- Dobranoc Trish – mruknęłam. Usypiałam.

~~~

Myślałam, że jak to zignoruję, to sobie pójdzie.
Ale tak nie było.
- Już idę, jak Boga kocham! - krzyknęłam idąc w stronę drzwi.
Pukanie przez pół godziny do moich drzwi nie było najlepszą pobudką. Otworzyłam je będąc gotowa nawrzeszczeć na osobę, która zakłócała mój cenny spokój.
- Czy ty masz... Austin. Cześć.
- Hej Als! Wstałaś? - Austin wcisnął się między mnie, wpraszając się do środka.
- Teraz tak.
Odwrócił się i spojrzał na mnie. A właściwie wgapiał się we mnie. I nagle pojęłam, co miałam na sobie.
Co było naprawdę małe.
- Masz na sobie mój sweter – Austin uśmiechnął się zawadiacko. Moja twarz oblała się rumieńcem.
To było jedyne ubranie, jakie miałam na sobie. Spakowałam go, bo wiedziałam, że w Nowym Jorku może być zimno. Miałam zamiar przepakować go do walizki, gdy będziemy wracać.
- Dlaczego wstałeś tak wcześnie? - zmieniłam temat. Na szczęście, nie czepiał się.
- Bo mamy wiele do roboty! Nie wierzę, że ty nadal spałaś. - Jego uśmiech stawał się coraz większy. - Idziemy na świąteczne zakupy!
- Nie mogę – zająknęłam się.
- Dlaczego?
- Bo muszę napisać twój artykuł.
Nie chciałam mu właściwie o tym przypominać. Nie chciałam przypominać mu o tym, że jestem tu tylko z tego powodu, a potem już mnie nigdy nie zobaczy. Bo chciałam, żeby o tym zapomniał.
- Cóż, będziesz musiała to zrobić później. Ubieraj się, musimy się pośpieszyć! - oznajmił.
Mruknęłam coś pod nosem i poszłam do łazienki, zostawiając Austina w moim pokoju.
Wyglądał na tak szczęśliwego, że nie miałam serca mu odmówić.
No i wolałam zakupy świąteczne z Austinem, niż pisanie artykułu o Austinie Moonie.
Bo dla mnie, to były dwie, zupełnie różne osoby.
Austin Moon to chłopak, który groził, że mi coś zrobi, jeśli wykorzystam jego matkę dla sławy. Austin Moon to chłopak, który prawie uderzył mnie w twarz, gdy zepsułam jego gitarę. Austin Moon to chłopak, który używał sarkastycznych słów. Austin Moon to ten, który mnie nie lubił.
A Austin to chłopak, który lubił filmy romantyczne i huśtawki. Austin to chłopak, któremu zaufałam na tyle, by przy nim zaśpiewać. Austin to chłopak, który poprosił mnie o pojechanie z nim do Nowego Jorku. Austin to chłopak, którego polubiłam.

Więc ubrałam się, wcisnęłam w szalik, beanie, rękawiczki, płaszcz, sweter, botki i wszystko co sprawiłoby, że będzie mi ciepło, i wyszliśmy.
Myślałam, że Dez i może Mimi będą szli z nami, ale ich nie widziałam.
Austin zauważył, że się rozglądam.
- Tylko my, Als. Idziemy na zakupy osobno, bo będziemy kupować rzeczy dla siebie.
Czyli nie planował mi niczego kupować.
Weszłam do jego auta, karcąc się w myślach. Oczywiście, że nic mi nie kupi. Byłam tylko reporterką, która interesowała się jego błędami.
Gdy pojawiliśmy się w galerii, mój zły nastrój zniknął.
- O matko, tu jest pięknie! - pisnęłam. Z ekscytacji złapałam Austina za rękę. Zaczął się śmiać, a ja natychmiast go puściłam.
Musiałam zacząć się kontrolować.
- Myślałem, że nie wierzysz w święta – Austin powiedział złośliwie.
- Kocham święta. Nie wierzę w cuda świąteczne. - Zaczęliśmy iść.
Na koniec, skończyłam ze śliczną gitarą dla taty. Austin został rozpoznany przez dziewczynę w sklepie muzycznym, więc dostaliśmy zniżkę.
Dostałam kupon do spa dla Trish. Chciałam kupić jej coś bardziej osobistego, ale nie mogłam nic znaleźć, a wiedziałam, że była to jedyna okazja do kupienia prezentów.
Kupiłam też coś dla Austina, gdy on szukał jakiejś gry dla Deza.
To był naszyjnik. Który przypominał mi jego. Na końcu zawieszony był gwizdek.
Jak powiedziała sprzedawczyni, był to specjalny gwizdek, który używany był do naśladowania rozmów ptaków. Ludzie, którzy go wykorzystywali, znaleźli zwierzęta, których organizmy opanowała najwyższa sztuka, w sposób jaki ludzie mogą tylko pomarzyć.
Przypominało mi to niego, bo jego też opanowała sztuka.
No i mógł zagwizdać, gdyby się zgubił, czy coś.
Jak ludzie robią z małymi dziećmi, czy psami.
Planowałam zostawić to w jego walizce, gdyby wyszedł z pokoju. Znalazłby go, gdybyśmy się żegnali, więc nie byłoby dziwnie, bo on nic by mi nie kupił.
Gdy obydwoje byliśmy gotowi, Austin zabrał mnie do kawiarni.
- Jesteś odważny – zachichotałam, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie.
- Jestem. Ale ja trzymam kawy. Cały czas. Będę cię karmić.
Zaśmiałam się. Austin zwrócił się do baristy.
- Cześć! Poproszę cappuccino i... Ally, co chcesz? Latte z orzechów laskowych?
Skąd on wie jaka jest moja ulubiona latte?
Musiałam wyglądać na zaskoczoną, bo Austin uśmiechnął się głupkowato.
- Nie mógłbym nie zapamiętać smaku kawy, którą na mnie wylałaś.
- To dziwne! To... - nie mogłam skończyć zdania, bo przerwał mi śmiech Austina. Zrozumiałam, że nie mówił poważnie. - Oh.
- Usługa pokojowa obciążyła moje konto – wyjaśnił.
Wczoraj wieczorem zamówiłam sobie kawę, mając nadzieję, że da mi trochę energii na rozmowę z Trish. Kompletnie zapomniałam, że płacił za mój pokój, więc moje zamówienie też musiało być opłacone przez niego.
- Oddam ci pieniądze za to – powiedziałam. Przedtem skinęłam głową do baristy, a ten poszedł robić zamówienie.
- Nie, nie trzeba – powiedział.
Kiedy chciałam zapłacić za zamówienia, wyrwał mi mój portfel.
- Nie musisz za mnie płacić, Austin – powiedziałam cicho. Usiedliśmy przy stoliku.
- A ty nie musiałaś przylatywać ze mną do Nowego Jorku, a to zrobiłaś – odpowiedział.
Zdecydowałam zapytać go o to, co męczyło mnie przez dłuższy czas.
- Dlaczego chciałeś bym przyleciała tu z tobą?
Wzruszył ramionami. Beanie wyglądała na nim naprawdę uroczo. Na mnie pewnie nie, więc ją zdjęłam. I czekałam na jego odpowiedź. Nie zajęło to długo.
- Bo cię lubię, Als. Jesteś miła. Dez jest moim jedynym przyjacielem, ale potrafi być trochę... - zatrzymał się, myśląc o właściwym słowie. - Dziwny – dokończył. - Czuję, że mogę porozmawiać z tobą o wszystkim. A z Dezem nie, bo nie zawsze on mnie rozumie – napił się swojej kawy. - A ty tak. Znasz moje serce. Nie wiem jak to możliwe, bo nie znamy się długo, a pierwsze trzy dni spędziliśmy na dokuczaniu sobie.
Chciałabym móc powiedzieć mu, że czuje to samo. Ale nie mogłam. Bo nie mogłam porozmawiać z nim o wszystkim. Nie o pisaniu piosenek.
- No i nie sądzę, że chcesz mnie wykorzystać, co jest najważniejsze – dokończył z uśmiechem na twarzy.
I to było właśnie powodem.
Ja też czułam, że mogę porozmawiać z nim na tematy, na jakie nie rozmawiam z Trish. I wiedziałam, że chcę go mieć blisko przy sobie.
Bo czułam, że Trish mi nie wystarcza. Austin i Trish byli całkowicie innymi typami przyjaciół.
Ale potrzebowałam ich obydwu. Trish, bo zawsze przy mnie była. I Austina też potrzebowałam. Naprawdę mocno.
Więc pisanie piosenek musi pozostać sekretem. Na zawsze.

Spędziliśmy trochę czasu w kawiarni, rozmawiając, żartując i śmiejąc się. Ale nie mogliśmy spędzić tam całego dnia, nawet jeśli bardzo tego chciałam.
Bo dziś był ważny dzień. I Austin musiał rozpocząć próby.
Planowałam wrócić do hotelu, opuszczając próby, by móc skończyć, albo zacząć artykuł. Ale tak się nie stało.
- Musisz iść ze mną, Ally – Austin zaprotestował, gdy powiedziałam mu o planach.
- Dlaczego? - zapytałam. - Nie będę ci tam do niczego potrzebna.
- No nie – uśmiechnął się bezczelnie. - Ale będę za tobą tęsknił.
Poczułam jak oblewam się rumieńcem. Przygryzłam wargę. On tylko żartuje, Ally, przestań.
- Nie będziesz za mną tęsknił, bo będziesz zbyt zajęty – odpowiedziałam.
Podniosłam się, gotowa odejść. Szczerze to naprawdę chciałam z nim iść, ale miałam przecież do zrobienia artykuł.
I może krótki odpoczynek od niego nie byłby złym pomysłem. Czułam, że z każdą chwilą, przywiązuję się do niego coraz bardziej, a nie powinnam. Nastawiałam się na złamane serce.
A nigdy nie pozwalałam na zranienie mnie. Zawsze siebie chroniłam. A on nie powinien być tym, który by to zmienił.
Austin złapał mnie za nadgarstek, tym samym nie pozwalając mi odejść.
- Nigdy nie będę na tyle zajęty, by za tobą nie zatęsknić – powiedział cicho.
Przez sekundę patrzył mi się w oczy i czułam, że nie żartował.
Ale pewnie to wyolbrzymiałam.
Westchnęłam, poddając się. Znałam siebie, zawsze ulegałam tym maślanym oczkom.
Artykuł musi zaczekać.

~~~

Na miejscu spotkaliśmy Deza i Mimi. Stadion był naprawdę wielki. Wokoło było pełno sławnych ludzi, bo oczywiście Austin nie występuje jako jedyny.
Dodatkowo wszędzie byli też ochroniarze.
Austin musiał poczekać na próbę dźwięku, aż jedna dziewczyna skończy.
Stanęłam przed sceną, a ręce schowałam do kieszonek. Austin zniknął gdzieś za sceną, robiąc coś, pewnie ważnego, a w czym nie mogłabym pomóc, więc zostałam tu, gdzie stanęłam, oglądając występ dziewczyny.
Miała świetny głos. Nie znałam jej. I nie spodobały mi się jej piosenki.
Chciałam pójść i zacząć poprawiać jej piosenki, by stały się lepsze, ale nie mogłam.
Nie tylko dlatego, że nie miałam ze sobą zeszytu.
Oglądałam ją przez dłuższą chwilę. Kiedy Mimi do mnie przyszła, wiedziałam, że coś się stało.
- Ally?
- Tak?
Przystopowała. Zaniepokoiłam się.
- Czy może, mogłabyś porozmawiać z Austinem? Jest naprawdę zestresowany – powiedziała. Skinęłam głową, szczęśliwa, że to nic poważnego.
Ale gdy zobaczyłam Austina, stwierdziłam, że to bardziej poważne niż myślałam.
Siedział na podłodze z jego gitarą akustyczną. Obok niego Dez, który wyglądał na zdesperowanego. Austin grał znaną mi piosenkę, ale całkowicie źle, myląc nuty.
I on to wiedział. Miał zaciśniętą szczękę i zmarszczone brwi.
Wyglądał jakby miał zaraz połamać tę gitarę, tym razem, bez mojej pomocy.
- Austin? - zapytałam cicho. Dez podniósł głowę, zauważając moją obecność i opuścił pomieszczenie. Zajęłam miejsce obok Austina.
Mogłam powiedzieć, że chłopak był całkowicie inny niż wtedy, gdy siedział ze mną w kawiarni.
- Nie dam rady! - powiedział. Jego głos był zdenerwowany, ale się powstrzymywał. Wiedziałam, że to było niebezpieczne. Jeśli ludzie powstrzymują złość, staje się ona potężniejsza.
- Dasz. Wiesz to, Austin. Jesteś tylko zdenerwowany. To normalne, to duży koncert – uśmiechnęłam się. - Uwierz mi, wiem co to znaczy być zdenerwowanym. Ale ty możesz to zrobić. - Położyłam rękę na jego ramieniu. - Będzie dobrze.
Popatrzył na mnie i westchnął. Odłożył swoją gitarę i złość zniknęła. Teraz wyglądał na smutnego.
Jakimś sposobem, poczułam się źle.
- Chodzi o to, że to nie dlatego, że stresuję, bo to będzie w telewizji i tak dalej. Nie obchodzi mnie to, Als. Po prostu... - przestał i wziął głęboki oddech.
O Boże, niech tylko nie płacze.
Nigdy nie wiedziałam co zrobić, gdy ktoś płakał. Nienawidziłam tego widoku. Zawsze chciałam tylko mocno go uścisnąć, pokazać, że nie jest sam.
Ale wiedziałam, że z Austinem to nie zadziała.
- Odwołałem mój koncert z tego powodu.
- Przesunąłeś – poprawiłam go. - To co innego.
- Ale nadal są na mnie źli. A jeśli teraz zawalę ten występ... Po prostu...
Zaprzestał mówienia, znowu.
- Nie chcę ich zawieźć.
Nie kontrolując się, ujęłam jego rękę.
- Nie zrobisz tego. Obiecuję. Będą z ciebie dumni.
- Ty też? - zapytał cicho.
Popatrzyłam na niego zszokowana, starając się zrozumieć, co właśnie powiedział. Ale zrozumiałam, że po prostu szukał pocieszenia.
U kogokolwiek.
Nie ważne, że przy nim byłam teraz ja. Zdecydowałam się odpowiedzieć tak szczerze jak mogłam, bo tego właśnie potrzebował.
- Tak – odparłam. - Będę z ciebie dumna nieważne co byś zrobił. I twoi prawdziwi fani też. Zapomnij o reszcie, Austin. Jedyni, którzy są ważni, to ci, którzy o ciebie dbają, okej. Jak ja – dodałam.
A Austin zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Objął mnie rękoma i mocno przytulił.
Jego ręce spoczywały na moich plecach, a moja głowa, na jego ramieniu. Nadal siedzieliśmy, więc czułam się trochę niekomfortowo będąc nad nim pochylona. Właściwie, prawie siedziałam mu na kolanach.
A on mnie nie puszczał.
I ja nie miałam zamiaru robić tego pierwsza.
Trwaliśmy w uścisku przez kilka minut, ale ktoś go zawołał. Puścił mnie i wstał.
Czas na próbę.

~~~

Byłam w pokoju hotelowym. Próby nie wyszły źle, ale też nie dobrze, więc Austin trochę się podłamał. Wszyscy uważaliśmy, że potrzebuje trochę spokoju, więc po prostu wróciliśmy do hotelu.
Jutro ostatnia próba, generalna. A po południu, występ na żywo. Przed milionami ludzi, którzy będą oglądać to w telewizji i przed tymi, którzy będą na stadionie.
Cholera, to sprawia, że się denerwuję.
Siedziałam na łóżku z laptopem naprzeciwko mnie. Musiałam rozpocząć ten artykuł. I skończyć. Ale nie przychodziło mi nic dobrego do głowy.
Nie mogłam przecież napisać o Austinie Moonie, chłopaku, który wyglądał na totalnego idiotę, a okazał się być naprawdę świetny, przy okazji kradnąc moje serce.
Nie, nie to nie mogło się tam znaleźć.
Na dodatek, nie mogłam znaleźć mojego zeszytu, więc nie mogłam zobaczyć listy jego cech.
No i nadal myślałam o tym uścisku. Jak niesamowicie czułam się w jego ramionach.
Jakbym była jego.
Zamknęłam laptopa. Na szczęście, nie mogłam zostać zwolniona, bo nawet nie zostałam zatrudniona. Artykuł musi poczekać.
Ale mogłam napisać coś innego. To, że nie wiedziałam co napisać w artykule, nie oznacza, że nie miałam nic innego do powiedzenia.
Pisałam piosenki od lat, wiedziałam jak dobrze dobrać słowa. Ale gdy chodziło o Austina, zupełnie zapominałam jak się mówi, czy tworzy zdania.
Zaczęłam szukać zeszytu, ale nie mogłam go znaleźć. Normalnie zaczęłabym wariować, ale teraz, musiałam po prostu spisać słowa na papier.
Nie wiedziałam jak powiedzieć mu co czuje, tak, by zrozumiał. A miałam dużo do powiedzenia.
Wzięłam podartą kartkę, czym zupełnie się nie przejęłam.
I could write books in my sleep, without thinking too deep.
I could speak for a hundred days,
I could explain a concept that you didn't get
And I could do it in a thousand ways.

I just wanna tell you I love you, but it´s the hardest thing to say.
I turn my head upside down, trying to find some kind of way,
to tell you I need you, in a way that will be heard.
I try to be a poet,
But ever since I met you, I haven't been good with words.

Uśmiechnęłam się. Pisanie szło mi łatwo, jakby bez myślenia nad słowami. Wiedziałam, że będzie to świetna piosenka.
Głównie dlatego, że opisywałam samą prawdę.

There's only so many different ways
There's only so many old clichés,
that I can do.
So what can I do, tell me what I can do.

I just wanna tell you I love you, but it´s the hardest thing to say.
I turn my head upside down, trying to find some kind of way,
to tell you I need you, in a way that will be heard.
I try to be a poet,
But ever since I met you, I haven't been good with words.

Przestałam. To było dobre.
- Powinnaś to zatrzymać – mruknęłam do siebie. Ale nie mogłam zatrzymać tego na kartce papieru.
Zeszyt.
Szukałam pod łóżkiem, na biurku, w walizce, wszędzie. Ale nigdzie nie mogłam go znaleźć.
Nagle poczułam jak przechodzi mnie zimny dreszcz po linii kręgosłupa. Przypomniałam sobie, że zostawiłam go na poduszce.
Na widoku.
Jeśli ktoś wszedłby do mojego pokoju, mógłby go z łatwością zobaczyć.
W moim pokoju były tylko dwie osoby, sprzątaczka i Austin. Gdy poszłam się przebrać, został w moim pokoju.
Sam.
I dlaczego niby sprzątaczka miałaby zabierać mój zeszyt?
- Nie – wyszeptałam. W głębi serca wiedziałam, że wszystko zrujnowałam.
Wybiegłam z pokoju mając nadzieję, że zdążę na czas.
Drzwi do jego pokoju były uchylone, więc je pchnęłam. Austin siedział na łóżku.
Nie zdążyłam.
W jego rękach był mój zeszyt.
Czułam, że pobladłam.
Widział moje piosenki.
- Nie wierzę – powiedział gorzko. Jego głos był zły, aż skuliłam się, gdy go usłyszałam. Podbiegłam do niego, próbując wszystko wytłumaczyć.
- Nie Austin, ty nie rozumiesz...
- Oh, rozumiem – wstał z łóżka. Jego oczy były teraz ciemne. Wyglądał na strasznie złego.
- To nie są istniejące utwory. Znałbym je, bo znam prawie każdą piosenkę. Co oznacza, że to ty je napisałaś. Co oznacza, że piszesz piosenki – rzucił zeszyt na stół.
Starałam się go dotknąć, chcąc by mnie wysłuchał, ale on szybko mnie odepchnął, prawie popychając mnie na ścianę za mną.
- Jedynym powodem dlaczego mi o nim nie powiedziałaś, jest to, że miałem rację. Wiedziałem! Wykorzystywałaś mnie. Taki był twój plan, Ally? Poproszenie mojej mamy o kontakt z kimś, kto się tym zajmuje? Udawanie, że mnie lubisz, by ci pomogła?
- Nie! - zaszlochałam, ale nie pozwolił mi skończyć.
- Myślałem, że jesteś inna! Myślałem, że się mną przejmujesz. Ale okazało się, że jesteś taka jak wszyscy. Że widzisz tylko Austina Moona, człowieka, który pomoże ci się wybić.
- Nigdy...
- Nigdy cię nie obchodziłem. I pomyśleć, że cię polubiłem. Naprawdę polubiłem. Myślałem... myślałem, że cię znam.
Nagle cały jego gniew zniknął. Jego wyraz twarzy zmienił się na taki, którego obawiałam się najbardziej.
Przed którym chciałam go uchronić.
Czuł ból.
Usiadł na łóżku chowając głowę w dłoniach.
- Przepraszam – wyszeptałam.
- Po prostu odejdź.
Znacie to jak w filmach zazwyczaj ktoś coś powie i zaczyna się seria retrospekcji? To działo się właśnie ze mną. Te słowa przypomniały mi o naszym pierwszym spotkaniu.
Gdy powiedział mi bym odeszła, bo był na mnie zły.
Tak bardzo chciałam by teraz był zły. Bo wiedziałam, że to z czasem by minęło.
Jak poprzednio.
Ale go zraniłam, strasznie, a to szybko nie odejdzie. Przeprosiny nie wystarczały.
Słyszeliście jak ludzie mówią, że człowiek jest jak lustro? Gdy się stłucze, możesz je skleić, ale nigdy go naprawdę nie naprawisz, bo zawsze będą rysy po pęknięciach.
Złamałam lustro Austina.
Wspomnienia mnie przytłaczały. Gdy uważałam go za idiotę. Gdy zrozumiałam, że jest fajny. „Czy pojedziesz ze mną do Nowego Jorku?”. Wszystkie porady jakie mu dawałam. Ból w jego oczach, gdy mówił o swoim ojcu.
Bolało go jak teraz, z tym, że teraz, bolało go przeze mnie.
Gdy zrozumiałam, że jest niesamowity. Gdy zrozumiałam, że mi się podoba. Ta noc w hotelu, gdzie czułam bicie jego serca. Kiedy usnęłam czując jego oddech na mojej skórze.
Gdy zrozumiałam, że go potrzebuje.
A teraz, stał tuż przede mną. Blisko, a jednocześnie tak daleko.
Nie powiedziałam nic. Bo to nie miało znaczenia.
Nie rozpłakałam się. Bo to nie miało znaczenia.
Więc wzięłam zeszyt i wyszłam.
Zostawiając go samego. Zostawiając wszystko.
Chcę tylko powiedzieć, że cię kocham, ale to najtrudniejsza rzecz do powiedzenia.
Usiadłam na moim łóżku. Patrząc na stronę na której zeszyt był otwarty. Na liście cech Austina.
Na samym dole dodał coś jeszcze.
I gdy to przeczytałam, wybuchnęłam. Zaczęłam płakać, ryczeć, chlipać. Czułam jak moje serce łamie się na tysiąc kawałeczków.
Bo byłam tak blisko by to dostać.
Austin:
* dba o swoich fanów,
* jest dziecinny,
* chroni swoją rodzinę,
* jest przystojny,
* jest niesamowitym wykonawcą,
* jest naprawdę utalentowany,
* jest zabawny,
* jest sympatyczny,
* jest dobrym kucharzem,
* jest miły,
* ma dobry gust muzyczny,
* jest zarozumiały,
* jest profesjonalistą,
* jest romantyczny,
* jest zakochany w tobie.