Heart By Heart: Część trzecia

Przepraszam, że dodaję tą część dopiero teraz. Nie miałam wcześniej czasu, przepraszam! ;_; 
To przedostatnia część. Kolejna będzie ostatnią. I tu problem, bo nie mam na razie żadnej dobrej historii do przetłumaczenia, dlatego po dodaniu ostatniej części pewnie będzie trochę dłuższa przerwa ;-; Muszę coś znaleźć i jeszcze przetłumaczyć.
Miłego czytania ^^
Sorry za błędy.


Zaczęło padać, gdy weszliśmy do hotelu.
- Lepiej tu zostań przez chwilę, Ally – powiedziała Mimi. - Aż się to trochę uspokoi.
Na zewnątrz było naprawdę strasznie, więc zgodziłam się. Poszliśmy do pokoju Austina. Mimi poszła w swoim kierunku, ale Dez i Austin usiedli na kanapie.
- Chcesz coś do picia? - Austin wyglądał nieswojo. Starał się być dobrym gospodarzem. Zachichotałam.
- Nie, dzięki. Ale jeśli mamy przesiedzieć tu wieczór, musimy coś jeść.
- Powinieneś coś ugotować – powiedział Dez. Oczy Austina zrobiły się ogromne.
- Uhm, ta, lepiej tego nie róbmy.
- Dlaczego? Napisałeś w moim zeszycie, że jesteś dobrym kucharzem – powiedziałam podejrzliwie. Dez zaczął się śmiać, a Austin oblał się rumieńcem.
- Cóż...
- Nie mówisz, że kłamałeś? Bo Kłamca definitywnie pasowałby do tej listy, o której wspomnę w moim artykule. - Teraz był strasznie zaczerwieniony i cieszyłam się z tego.
- Pff, nie kłamałem. Ja nie kłamię. Ugotuję dla ciebie – Austin blefował. Wszedł do hotelowej kuchni, a Dez podszedł do mnie.
- Jak zawali sprawę, zamówimy pizzę.
Zaśmiałam się. Naprawdę polubiłam Deza. Był trochę dziwny, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
- Chcesz obejrzeć jakiś film? - zapytał. Skinęłam głową. Dez przejechał wzrokiem po płytach.
- Matko, tu są same beznadziejne filmy romantyczne. Gdzie są filmy o Zalienach?!
Austin wyskoczył z kuchni.
- One nie są beznadziejne! Lubię filmy romantyczne. I naprawdę nie myślę, że Ally spodobają się filmy o Zalienach. - Uśmiechnęłam się do niego i zanotowałam sobie w głowie, że muszę dopisać Romantyczny do listy.
Nigdy nie spotkałam faceta, który lubiłby filmy romantyczne i nie wstydził się tego.
- Będzie okej. Ta długo, aż nie będą naprawdę straszne.
- Nie są – powiedział Dez.
- Są – Austin powiedział w tym samym momencie.
- On mówi to tylko dlatego, że chce obejrzeć z tobą coś romantycznego – Dez zaśmiał się.
- Nieprawda!
- Prawda.
Pierwsza część Zalienów się zaczęła i Austin ponownie zniknął.
Austin definitywnie miał racje. Po piętnastu minutach oglądania filmu, miałam trzy opcje do wyboru. Schowanie mojej głowy w poduszce, opuszczenie pokoju, albo nie spanie przez wieczność.
- Dez, pójdę sprawdzić co u Austina – powiedziałam. Nie czekałam na jego odpowiedź, ale podreptałam do kuchni.
Kuchnia była naprawdę mała. Udało mi się tylko wcisnąć obok Austina bez dotknięcia go.
Dobrze, że byłam mała.
- Hej – uśmiechnął się.
- Hej.
- Boisz się? - Skinął w stronę salonu, wyraźnie mówiąc o filmie.
- Pff, nie – powiedziałam wysoko.
Jak zawsze mówię, gdy kłamię. Więc westchnęłam.
- Tak.
Zaśmiał się. To brzmiało jak muzyka w moich uszach po tych wszystkich krzykach Deza.
- Zawsze się boję podczas oglądania filmów o Zalienach. Nie kłamałem, gdy mówiłem, że lubię filmy romantyczne. Właściwie to, że je wolę.
Z jakiegoś powodu, uznałam, że to słodkie.
- Jak tam jedzonko?
Uniósł brwi i skinął w kierunku patelni.
- Co myślisz?
Zaczęłam się śmiać. Miał zamiar ugotować makaron, ale robił to zbyt długo. Był spalony i niejadalny.
- Myślę, że powinieneś to po prostu zostawić.
- Masz na myśli, razem z moją dumą? Nie ma mowy. To musi wyjść! - powiedział dramatycznie. Zaśmiałam się. On też, więc dostaliśmy napadu śmiechu.
Kilka minut później, uspokoiliśmy się. Uśmiechał się do mnie. Nagle uświadomiłam sobie, jak blisko niego byłam.
- Więc, uhm. Wyrzuć to, a ja sprawdzę, czy jest w pobliżu jakaś pizzeria, która przywiezie zamówienie w taką pogodę, ok?
Wybiegłam z kuchni, siadając obok Deza. Spojrzał na mnie.
- Czas na pizzę?
- Czas na pizzę.
Nie było pizzy. Pogoda była tak okropna, że nikt nie wypuszczał ludzi do roznoszenia zamówień.
O tym właściwie było dużo w internecie. Żeby nie wychodzić z domów, jeśli nie jest to konieczne.
Więc zdecydowaliśmy się na makaron. Austin nie miał niczego innego.
Po Zalienach, postawiliśmy na Titanica. Zignorowaliśmy protesty Deza, bo to on wybierał pierwszy film.
W połowie filmu, rozejrzałam się wokoło. Na zewnątrz było ciemno. Krople deszczu uderzały w okna i słyszałam powiewy wiatru. Właściwie cieszyłam się, że nie musiałam teraz sama siedzieć w moim małym mieszkanku.
Popatrzyłam po chłopakach. Austin kompletnie zapatrzył się w telewizor, nawet jeśli mówił, że widział to z dwadzieścia razy.
Dez natomiast liczył krople deszczu.
Jeśli Trish byłaby z nami, ta noc byłaby perfekcyjna.
Skoncentrowałam swój wzrok na Austinie. Był tak wciągnięty w film, że byłam prawie pewna, że mogę się na niego przez chwilę popatrzyć. Zauważyłam jak zacisnął szczękę, gdy Rose zrobiła coś głupiego. Jak naprawdę mały, ledwo zauważalny uśmiech przemknął po jego twarzy, gdy były romantyczne sceny, i jak przygryzał wargi, gdy nadszedł czas na smutną część filmu.
Jego ręce były splecione na kolanach. Ręce, które były dla mnie trochę szorstkie, czego się nie spodziewałam, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Były szorstkie z jasnych powodów: bo z pasją grał na gitarze. Bo były dotykane przez tysiące fanów. Bo mocno trzymały mikrofon, gdy śpiewał wysokie dźwięki.
Nagle jego wzrok odwrócił się na mnie. Odruchowo, natychmiast skupiłam się na ekranie, ale film się skończył.
Wow, musiałam długo go oglądać. Musiałam przestać to robić. Ludzie mogli pomyśleć, że jestem nim zauroczona.
Albo gorzej, Austin mógł pomyśleć, że mi się podoba.
Co jest prawdą. Ale nie musi o tym wiedzieć.
- Pójdę porozmawiać z mamą o tym – Usłyszałam. Kurde. Nie wiem o czym wcześniej mówił.
Austin opuścił pokój, a ja odwróciłam się do Deza.
- Więc, jak długo kochasz Austina?
Zaczęłam ciężko kaszleć, gdy łapczywie złapałam powietrze, które powinnam wdychać. Kiedy wreszcie się ogarnęłam, westchnęłam.
Zaprzeczenie mi nie pomoże.
- Skąd wiesz?
- Dziewczyno, Titanic to długi film. Wiem, bo spędziłem ten czas próbując go zignorować. A ty spędziłaś ten czas na wgapianiu się w Austina, jakbyś była gotowa na niego skoczyć.
Mogłabym powiedzieć, że byłam czerwona jak pomidor.
- Nie martw się, nie powiem mu. Właściwie to cieszę się, że ci się podoba. Byłabyś dobrą dziewczyną dla niego – wstał. - Jak powiedziałem, Austin i Ally brzmi pięknie, nie myślisz?
Nie powiedziałam nic, gdy opuszczał pokój.
Tak wiele do ukrycia. Dobra robota, Ally. Naprawdę dobra robota. Wcale nie zachowywałaś się oczywiście.
Ale nie miałam dużo czasu na rozmyślanie, bo Austin wrócił.
- Moja mama zgodziła się ze mną.
- W jakiej sprawie?
Odwrócił się do mnie, marszcząc brwi.
- Czy ty mnie w ogóle słuchałaś? Nie wracasz do domu w taką pogodę, Ally. Zostajesz dziś ze mną.
- Ja co?
- Zostajesz. Tu. Dziś. W tym pokoju. Ze mną – Austin wyjaśnił. Przełknęłam ślinę.
To nie był dobry pomysł.
- Gdzie jest Dez? - zapytał, wyraźnie nieświadomy mojej niepewności.
- Um, nie wiem, po prostu wyszedł.
- Ah. Dez jest trochę dziwny czasami.
- Tak, zauważyłam – mruknęłam. Pomiędzy nami panowała cisza, którą Austin przerwał biorąc się za sprzątanie naczyń.
- Czekaj, pomogę ci. - Wyciągnęłam rękę do przodu, niechcący dotykając jego. Szybko ją cofnęłam, jakbym została ukąszona przez węża.
- Nie trzeba. Możesz przygotowywać sobie miejsce na spanie.
- Miejsce na... spanie?
Zachichotał.
I mogę powiedzieć, że brzmiał uroczo.
- Tak, jedno z nas musi spać na kanapie, nie? To znaczy, nie mam nic przeciwko dzielenia z tobą łóżka, ale ty chyba owszem...
- Definitywnie – przerwałam mu.
Nawet nie wiedział jaka kusząca była ta propozycja.
Skarciłam się w myślach. Jezu Ally, opanuj się! Co ty robisz?
- Więc idź i pościel sobie łóżko. I moje. Jak dżentelmen przeniosę się na kanapę, ale tylko wtedy, gdy mi ją przygotujesz – oznajmił. Zaśmiałam się.
To brzmiało fair.
Weszłam do sypialni. Była wybitnie czysta, jak na młodego, wolnego chłopaka, który mieszkał tu przez kilka dni.
Właśnie wzięłam do ręki prześcieradło, gdy światło zgasło.
Cholera.
Normalnie lubię, gdy jest ciemno. I mogłam się domyśleć, że prąd siądzie zważywszy na pogodę.
Ale teraz, gdy obejrzałam film o zombie i alienach zjadających całą ludzkość, nie wspominając nawet o tym, że był grudzień i było zimno, nie cieszył mnie zanik prądu.
Drzwi się otworzyły i wstrzymałam oddech. To tylko Austin.
Oczywiście, że to był Austin, kogo ja się spodziewałam? Skarciłam się w myślach.
Znowu. To zdarza się zbyt często.
- Tu też zgasły światła?
- Nie, po prostu lubię ciemność – zakpiłam.
- Pasuje do twojej osobowości – zażartował. Wzięłam jedną z poduszek i rzuciłam nią w chłopaka, ale oczywiście, on złapał ją bez problemu.
Zdziwiony wypuścił powietrze. - Ally, czy ty zaczęłaś bitwę na poduszki?
- Nieee! - krzyknęłam, chowając się za łóżkiem. - Nie, Austin, naprawdę. Potrafię sobie coś zrobić, gdy jest widno, wyobraź sobie co może się stać, gdy nic nie widzę.
Wybuchnął śmiechem. - Myślę, że to prawda. Głowa nadal mnie boli. Masz dość twardą głowę, jak na małą dziewczynę.
Odchrząknęłam. - Tak, przepraszam za tamto.
- Żartowałem, Als. Wszystko w porządku.
Mój brzuch podskoczył. Als.
Zabroniłam Trish tak mówić, bo nienawidziłam tego zdrobnienia, ale gdy on to powiedział, nie przejęłam się. To brzmiało uroczo.
Austin się odwrócił i opuścił sypialnię, krzycząc „Poszukam latarek i świeczek, a ty załatw poduszki i koce!
- Koce? Po co? - odkrzyknęłam.
- Jest tylko jedna rzecz, jaką można robić bez prądu – mówił podekscytowany. - Zbudujemy fort!
Przeszukując szafy i szafki w poszukiwaniu koców, myślałam o Austinie. Nie kłamałam mówiąc, że bitwa na poduszki byłaby złym pomysłem z powodu mojej niezdarności.
Ale to nie była cała prawda. Szczerze, byłam lekko przestraszona. Podczas łaskotania się, czułam, że jakby Mimi nie weszła, pocałowalibyśmy się.
A teraz, w ciemności, bez żadnych przeciwności... Nie ufałam sobie.
Naprawdę nie chciałam zrujnować tej przyjaźni. Bo czułam, że Austin mógłby być świetnym przyjacielem. Teraz, jak poznałam go lepiej, wiem, że to dobry chłopak i ma to, czego potrzebuję w przyjacielu.
Albo chłopaku.
Na Boga, Ally.
Wchodząc do salonu, zobaczyłam świeczki. Wszędzie.
- Znalazłem tylko jedną latarkę. - By zademonstrować, Austin zaświecił mi nią prosto w twarz. Tak, że prawie się wywróciłam.
Zaśmiał się. - Przepraszam, muszę się nauczyć, żeby nie robić nic nagle przy tobie.
Usiadłam na podłodze, kładąc koce naprzeciwko mnie.
- Nie mogłam więcej znaleźć. Ludziom w Miami nie jest często zimno.
Austin wstał i wyszedł. Oglądałam go z przymkniętymi oczyma. Kiedy wrócił, miał w rękach dwa swetry. Rzucił mi jeden.
- Na szczęście, przygotowałem się na zimną pogodę.
Założyłam sweter. Był szary i cieplutki. I duży. Zakrywał moje ciało aż do ud, tak, że wyglądał jak sukienka. Powąchałam go, wyobrażając: pachniał wspaniale. Jak on.
Oglądałam go idącego do kuchni i wracającego z dwoma kubkami.
- Skąd wziąłeś gorącą czekoladę? - zaskoczona, zapytałam. Uśmiechnął się głupkowato.
- Były gotowe zanim światło zgasło. Jak to planowałem – puścił do mnie oczko, gdy siadał obok mnie.
Bardzo blisko mnie.
Nastała cisza. Ale przyjemna cisza. Takiej, w której mogłabym trwać już zawsze.
Ale gdy Austin skończył pić swoją czekoladę, złamał ją.
- Wiesz co ludzie robią, gdy światło gaśnie?
Pokręciłam głową.
- Zdradzają swoje najgłębsze, najciemniejsze sekrety. Więc, mów. - Zaśmiałam się, zanim zorientowałam się, że mówi poważnie.
O matko. Owinęłam się kocem, czując zimno.
A potem, nie wiedząc dlaczego, zaczęłam mówić.
- Chciałabym być jak ty. Móc wyjść na scenę i wystąpić. Ale nie mogę.
- Dlaczego nie? - Głos Austina brzmiał naprawdę delikatnie, słodko. Szczerze. I czułam się trochę zawstydzona tym, że nie powiedziałam mu wcześniej. Pojęłam, że nie powiedziałam mu niczego o sobie, poza części o rodzicach.
Ale powiem mu teraz. Zrozumie. I naprawdę chciałam, by wiedział.
By znał mnie.
- Bo się boję. Strasznie boję. Jeśli tylko powiesz 'scena', zaczynam się trząść, a gdy zaciągniesz mnie na nią, zwymiotuję na widownię i zemdleję, a to nie fajne – Przytuliłam się do kolan, kładąc na nich moją głowę. - Naprawdę cię podziwiam, Austin. Występujesz i jesteś w tym niesamowity.
Uśmiechnął się.
- Nigdy nie bałem się występów, więc nie wiem jak ci pomóc, Ally.
- Nie możesz mi pomóc – powiedziałam cicho. - Nie możesz mnie naprawić. To moja walka. A ty jesteś jedną z naprawdę małej grupki osób, która o tym wie.
Sięgnął dłonią za kanapę, biorąc w ręce gitarę.
- Myślisz, że byłabyś w stanie zaśpiewać dla mnie? Wiem, że wcześniej nie mogłaś, z Brave, ale teraz...
Pokręciłam głową z przerażeniem. Natychmiast zauważył mój strach.
Położył rękę na moim ramieniu. Przestałam oddychać.
I nie dlatego, że nie chciałam zaśpiewać.
- W porządku, Als. Nie musisz. Ja zaśpiewam dla ciebie, okej?
I zaczął grać. A ja uśmiechałam się.
Znałam tę piosenkę.

"And I say oh!
We're gonna let it show,
We're gonna just let go of everything
holding back our dreams.
And try, to make it come alive.
C'mon, let it shine, so they can see,
we're meant to be
Somebody,
Somebody, yeah,
Somehow, some day, some way.
Somebody."

Słuchałam go, aż do momentu, gdy nadszedł czas na zwrotkę.
Mogę to zrobić.
Zamknęłam oczy i otworzyłam usta.

"We will walk out of the darkness,
Feel the spotlight glowing like a yellow sun.
And when we fought we fought together,
Till we get back up and we will rise as one."

Mój głos zastygł pod koniec, a on ponownie zaczął śpiewać. Powoli otworzyłam moje oczy, patrząc prosto w jego. Nie wiedząc dlaczego, kontynuowałam śpiewanie. W tym momencie, byłam tylko o ja i on, oraz muzyka. I już nie wyglądało to tak strasznie.

"Oh, we're gonna let it show.
We're just gonna let go of everything,
holding back our dreams.
And try, to make it come alive,
C'mon, let it shine, so they can see,
we're meant to be
somebody.

Somehow, some day, some way,
somebody."

Muzyka ucichła, a ja odwróciłam swoją głowę.
Zrozumiałam co zrobiłam.
Co jeśli mu się nie podobało? Co jeśli myślał, że to było okropne?
Co jeśli myślał, że chciałam być jego przyjaciółką, żeby usłyszał jak śpiewam? Co jeśli myślał, że go wykorzystuje?
- Ally?
O Boże.
- Als, możesz na mnie spojrzeć?
Odwróciłam się. Był bliżej niż się spodziewałam. Wstrzymałam oddech.
- Dziękuję.
To nie było to, czego się spodziewałam.
- Dziękuję, że mi zaufałaś. - Odłożył gitarę i uśmiechnął się do mnie. - Przy okazji, myślę, że masz świetny głos. Nie tak jak ja, ale nadal świetny. - Wybuchnęłam śmiechem. Patrzył się na mnie przez chwilę z małym uśmiechem na twarzy.
Zadrżałam pod wpływem jego spojrzenia.
- Zimno ci? - To wyglądało jakbym wyrwała go z przemyśleń.
- Ja... - zaczęłam, chcąc powiedzieć, że wszystko ok, ale on przysunął się do mnie.
- Nie mam innego koca, ale mogę podzielić się moim.
Nie mogłam skończyć mojego zdania, słowa utknęły mi w gardle, gdy objął mnie ramieniem wokół talii i ułożył na swojej klatce piersiowej. Schował mnie w kocu, owijając nas nim.
- Lepiej? - wyszeptał.
- Tak – przyznałam.
Było lepiej. Znacznie lepiej.
Nie z powodu koców. Tylko dlatego, że czułam jego bicie serca i ramię wokół mnie. I jego oddech w moich włosach.
I czułam motylki w moim brzuchu.

~~~

Gdy rano wstałam, byłam lekko zdezorientowana. Rozejrzałam się wokoło. W oczy rzuciły mi się wypalone świeczki, kilka koców, kilka nóg...
Chwila, co.
Powoli poruszyłam moimi nogami. Dwójka z nich była na 100% moja.
Nagle wspomnienia z wczoraj powróciły.
Nogi, które były splątane z moimi, z pewnością należały do Austina. I klatka piersiowa na której spoczywałam, też. I ręka na moim brzuchu? Też Austina.
Poruszyłam się powoli, tak by go nie obudzić, a móc na niego spojrzeć.
Nadal spał. Jego usta były lekko otworzone, a jego powieki się poruszały. Prawdopodobnie śnił.
Ciekawe o czym/kim.
Ciekawe też, co ja mam teraz zrobić. Prawdopodobnie powinnam wstać, albo ruszyć się tak, by nie być tak blisko Austina.
Ale gdybym się ruszyła, pewnie bym go obudziła.
Zresztą, szczerze nie chciałam się ruszać.
Zdecydowałam zamknąć oczy i udawać, że nadal śpię. Mogłabym wstać, gdy Austin się obudzi, wtedy on podejmie decyzję.
Pomijając to, że nie wiedziałam, że Austin śpi tak długo.
Po godzinie, gdy wygodnie leżałam sobie na Austinie, naszła mnie potrzeba skorzystania z kibelka. Naprawdę, naprawdę tego potrzebowałam.
Więc zaczęłam się ruszać. Najpierw, wyciągnęłam moje nogi spod jego. Potem, powoli zaczęłam ściągać jego ramię z mojej talii.
Jęknął.
A ja przestałam.
Przeczekałam chwilkę, zanim spróbowałam ponownie.
Znowu jęk. Tym razem, zatrzepotał powiekami, a potem je otworzył.
Po części.
- Przepraszam, że cię obudziłam – szepnęłam. - Ale częściowo ograniczyłeś mi dopływ krwi.
Na jego twarzy pojawił się leniwy uśmiech, a po chwili obrócił się na drugą stroną.
Ciągnąc mnie ze sobą, ponieważ nadal trzymał mnie w talii. Z cichym piskiem, przeleciałam nad nim. Leżałam teraz po drugiej stronie, tam gdzie mnie pociągnął. Jego twarz spoczywała w moich włosach.
Świetnie, czyli się nie obudził.
Westchnęłam.
To nie było tak, że przeszkadzało mi to, że używał mnie jak osobistego misia. Jeśli mam być szczera, muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało.
Ale musiałam siusiu. Natychmiast.
Zdecydowałam się na bardziej agresywną taktykę. Odkręciłam się tak, że miałam jak szturchnąć go w ramię.
- Austin! - krzyknęłam. - Wstawaj!
Zero odpowiedzi.
Czy ten człowiek jest uśpiony, albo nieprzytomny?
Mam pomysł.
Nie najlepszy dla Austina, wiedziałam to. Ale nie mogłam zrobić nic innego.
Jeśli wyciągnęłabym rękę tak daleko, jak mogę, złapałabym dzbanek na kwiaty.
A dzbanek na kwiaty był napełniony wodą.
Gdy wylałam wodę na jego twarz, on nawet nie krzyknął. Wystrzelił w górę, biorąc ciężki oddech. Jego oczy były przerażone, a usta otworzone tak szeroko, jakby miał zamiar krzyknąć, ale nie mógł.
- Przepraszam! - zaczęłam, natychmiastowo wstając. - Ale naprawdę muszę skorzystać z łazienki! - wbiegłam do pomieszczenia, nadal śmiejąc się z miny Austina.
Słyszałam przekleństwa na mój temat w tle.
Gdy wyszłam z łazienki, przebrana i gotowa na dzień, Austin siedział na ladzie w kuchni. Był owinięty w ręcznik i nadal się dąsał.
Przypominał mi tonącego kotka.
Stłumiłam chichot.
- Ty – odparł śmiertelnie poważnie. - jesteś naprawdę złym gościem.
- Próbowałam cię obudzić! - zaprotestowałam. - Ale nie łatwo to zrobić!
- A nie mogłaś pójść do łazienki bez budzenia mnie?
- Nie! - skrzywiłam się. - Trzymałeś mnie jakbym była ostatnim naleśnikiem na ziemi.
Chłopak wciągnął powietrze zdziwiony.
- Wow, musiałem trzymać cię naprawdę mocno.
- Dokładnie – zachichotałam. - Jesteś silny, a ja mała.
- To prawda – wstał, kierując się do łazienki. - Jak wezmę prysznic, zawiozę cię do domu. Musisz wziąć swoje bagaże.
- Kiedy nasz samolot odlatuje? - zapytałam, zaskoczona tym, że wszystko robi tak powoli.
- Za dwie godziny.

~~~

- Nie wierzę, że spóźniłam się na samolot! - zapłakałam. - Nigdy się nie spóźniam! Na nic!
Biegliśmy na lotnisko. Kiedy Austin wstał, Mimi i Dez byli już gotowi do odlotu. Myślał, że dwie godziny wystarczą na wzięcie prysznica, zabranie moich bagaży i dojechanie na lotnisko.
Nie wystarczyły.
- Nie martw się, zatrzymali dla mnie samolot. Mimo wszystko, jestem gwiazdą – powiedział Austin.
Posłałam mu złowrogie spojrzenie, gdy biegłam i próbowałam nie upaść i się nie połamać.
Bo to naprawdę nie był odpowiedni czas na to.
Jedyną dobrą rzeczą w tym całym zamieszaniu, było to, że nie było czasu na nasze dziwne zachowywanie się w swojej obecności.
Chociaż nie sądzę, żeby Austin kiedykolwiek czuł się niezręcznie obok mnie.
Zrozumiałam, że spędziłam całą noc przytulona do Austina, z tym, że ja byłam w nim zakochana, a on postrzegał mnie tylko jako przyjaciółkę. To raczej nie jest dobre połączenie.
Dobiegliśmy na sam czas odlotu. Stewardessa nie była zadowolona, ale gdy Austin posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów, wydawałoby się, że zapomniała o wszystkim.
Dlatego, że kupiliśmy bilety trochę za późno, a to był tydzień świąteczny, samolot był kompletnie zapełniony, więc nie dostaliśmy miejsc w pierwszej klasie. Nie, żebym kiedykolwiek korzystała z takich luksusów.
- Tu jest tak mało miejsca! - narzekał Austin, co chwile się ruszając i przy okazji mnie kopiąc.
- Przestań się wiercić! - powiedziałam. - Zachowujesz się jak małe dziecko. - Popatrzył na mnie z uśmiechem, mrugając oczami.
- Al-ly, jesteśmy na miejscu?
- Nawet nie wystartowaliśmy, Austin.
- A teraz?
Posłałam mu kolejne złowrogie spojrzenie.
- Nie zawaham się zapytać tego faceta obok twojej mamy, o zamianę.
Austin spojrzał na niego.
Siedziałam przy oknie, obok mnie Austin, a obok niego Dez. Z przodu siedziała Mimi, a obok niej jakiś starszy facet, który nie wyglądał zbyt dobrze.
I z pewnością też nie pachniał.
Austin gwałtownie osunął się na krzesło, a ja uśmiechnęłam się tryumfująco.
Zawsze potrafiłam radzić sobie z dziećmi.
Nie musiałam martwić się Austinem przez resztę lotu, bo odpłynął już pięć minut później. Jego głowa zaczęła się kołysać, a po chwili spadła na moje ramię.
Spałam już z nim całą noc, więc go nie odepchnęłam.
Drugim powodem było to, że wyglądał słodko, gdy spał.
- Więc Ally, kiedy powiesz Austinowi co do niego czujesz?
Prawie wyplułam wodę.
- Dez! - syknęłam. - Zamknij się!
Znowu przeklęłam. Chłopaki zdecydowanie źle na mnie wpływają.
- Co? Przecież on śpi. Zobaczysz, że obudzenie go zajmuje wieki.
- Zauważyłam – powiedziałam sarkastycznie.
Powoli rzuciłam się na moje miejsce, tak, by głowa Austina nie spadła z mojego ramienia. Zaczęłam patrzeć się w okno.
Powinnam powiedzieć Austinowi, że mi się podoba? Westchnęłam.
Ta, zdecydowanie nie.

~~~

- Nowy Jork jest przepiękny – powiedziałam do Trish.
Siedziałam w moim hotelu. Lot samolotem był męczący, ale starałam się nie usnąć podczas lotu i dojazdu do hotelu.
Byłam jedna. Austin i Mimi spali w samolocie, a Dez usnął w taksówce.
Hotel był piękny. Dostałam własny pokój, z wielkim łóżkiem. Mogłam leżeć na nim w dowolny sposób, ponieważ było wystarczająco duże.
Tak, wypróbowałam to.
Było późno. Jutro będzie ciężkim dniem. Przypomniałam sobie, że dawno nie rozmawiałam z Trish, więc do niej zadzwoniłam.
Ale byłam tak zmęczona, że leżąc w łóżku normalnie zamykały mi się oczy.
- Z pewnością. Ale nie obchodzi mnie Nowy Jork, kochanie. Chcę wiedzieć co u twojego ukochanego.
- Wszystko w porządku – mruknęłam.
- Przestań, chcę szczegółów! - Trish jęknęła. Wiedziałam, że nie odpuści, więc zdecydowałam, że krótka i słodka odpowiedź, będzie dobrym rozwiązaniem.
- Nie ma nic do mówienia. Spaliśmy razem. I mam na myśli normalne tego słowa znaczenie, Trish. Po prostu usnęliśmy razem. A potem obudziłam go zrzucając na niego wazon z kwiatkami.
- Zrzuciłaś na niego wazon? - krzyknęła. Wybuchnęłam śmiechem.
- O matko, nie, tylko wylałam wodę.
- Wow, jesteś niegrzeczna Ally – zatrzymała się. - Jestem z ciebie dumna. Dlaczego wylałaś na niego wodę?
Wyjaśniłam jej.
- Muszę iść, Trish – ziewnęłam. - Jestem naprawdę zmęczona, a jutro będzie męczący dzień. Muszę napisać ten artykuł, bo twój szef powiedział, że ma być gotowy przed świętami. A Austin ma próbę i wtedy będę miała czas na kupienie tacie prezentu świątecznego i...
- Okej, rozumiem. Dobranoc Ally!
- Dobranoc Trish – mruknęłam. Usypiałam.

~~~

Myślałam, że jak to zignoruję, to sobie pójdzie.
Ale tak nie było.
- Już idę, jak Boga kocham! - krzyknęłam idąc w stronę drzwi.
Pukanie przez pół godziny do moich drzwi nie było najlepszą pobudką. Otworzyłam je będąc gotowa nawrzeszczeć na osobę, która zakłócała mój cenny spokój.
- Czy ty masz... Austin. Cześć.
- Hej Als! Wstałaś? - Austin wcisnął się między mnie, wpraszając się do środka.
- Teraz tak.
Odwrócił się i spojrzał na mnie. A właściwie wgapiał się we mnie. I nagle pojęłam, co miałam na sobie.
Co było naprawdę małe.
- Masz na sobie mój sweter – Austin uśmiechnął się zawadiacko. Moja twarz oblała się rumieńcem.
To było jedyne ubranie, jakie miałam na sobie. Spakowałam go, bo wiedziałam, że w Nowym Jorku może być zimno. Miałam zamiar przepakować go do walizki, gdy będziemy wracać.
- Dlaczego wstałeś tak wcześnie? - zmieniłam temat. Na szczęście, nie czepiał się.
- Bo mamy wiele do roboty! Nie wierzę, że ty nadal spałaś. - Jego uśmiech stawał się coraz większy. - Idziemy na świąteczne zakupy!
- Nie mogę – zająknęłam się.
- Dlaczego?
- Bo muszę napisać twój artykuł.
Nie chciałam mu właściwie o tym przypominać. Nie chciałam przypominać mu o tym, że jestem tu tylko z tego powodu, a potem już mnie nigdy nie zobaczy. Bo chciałam, żeby o tym zapomniał.
- Cóż, będziesz musiała to zrobić później. Ubieraj się, musimy się pośpieszyć! - oznajmił.
Mruknęłam coś pod nosem i poszłam do łazienki, zostawiając Austina w moim pokoju.
Wyglądał na tak szczęśliwego, że nie miałam serca mu odmówić.
No i wolałam zakupy świąteczne z Austinem, niż pisanie artykułu o Austinie Moonie.
Bo dla mnie, to były dwie, zupełnie różne osoby.
Austin Moon to chłopak, który groził, że mi coś zrobi, jeśli wykorzystam jego matkę dla sławy. Austin Moon to chłopak, który prawie uderzył mnie w twarz, gdy zepsułam jego gitarę. Austin Moon to chłopak, który używał sarkastycznych słów. Austin Moon to ten, który mnie nie lubił.
A Austin to chłopak, który lubił filmy romantyczne i huśtawki. Austin to chłopak, któremu zaufałam na tyle, by przy nim zaśpiewać. Austin to chłopak, który poprosił mnie o pojechanie z nim do Nowego Jorku. Austin to chłopak, którego polubiłam.

Więc ubrałam się, wcisnęłam w szalik, beanie, rękawiczki, płaszcz, sweter, botki i wszystko co sprawiłoby, że będzie mi ciepło, i wyszliśmy.
Myślałam, że Dez i może Mimi będą szli z nami, ale ich nie widziałam.
Austin zauważył, że się rozglądam.
- Tylko my, Als. Idziemy na zakupy osobno, bo będziemy kupować rzeczy dla siebie.
Czyli nie planował mi niczego kupować.
Weszłam do jego auta, karcąc się w myślach. Oczywiście, że nic mi nie kupi. Byłam tylko reporterką, która interesowała się jego błędami.
Gdy pojawiliśmy się w galerii, mój zły nastrój zniknął.
- O matko, tu jest pięknie! - pisnęłam. Z ekscytacji złapałam Austina za rękę. Zaczął się śmiać, a ja natychmiast go puściłam.
Musiałam zacząć się kontrolować.
- Myślałem, że nie wierzysz w święta – Austin powiedział złośliwie.
- Kocham święta. Nie wierzę w cuda świąteczne. - Zaczęliśmy iść.
Na koniec, skończyłam ze śliczną gitarą dla taty. Austin został rozpoznany przez dziewczynę w sklepie muzycznym, więc dostaliśmy zniżkę.
Dostałam kupon do spa dla Trish. Chciałam kupić jej coś bardziej osobistego, ale nie mogłam nic znaleźć, a wiedziałam, że była to jedyna okazja do kupienia prezentów.
Kupiłam też coś dla Austina, gdy on szukał jakiejś gry dla Deza.
To był naszyjnik. Który przypominał mi jego. Na końcu zawieszony był gwizdek.
Jak powiedziała sprzedawczyni, był to specjalny gwizdek, który używany był do naśladowania rozmów ptaków. Ludzie, którzy go wykorzystywali, znaleźli zwierzęta, których organizmy opanowała najwyższa sztuka, w sposób jaki ludzie mogą tylko pomarzyć.
Przypominało mi to niego, bo jego też opanowała sztuka.
No i mógł zagwizdać, gdyby się zgubił, czy coś.
Jak ludzie robią z małymi dziećmi, czy psami.
Planowałam zostawić to w jego walizce, gdyby wyszedł z pokoju. Znalazłby go, gdybyśmy się żegnali, więc nie byłoby dziwnie, bo on nic by mi nie kupił.
Gdy obydwoje byliśmy gotowi, Austin zabrał mnie do kawiarni.
- Jesteś odważny – zachichotałam, przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie.
- Jestem. Ale ja trzymam kawy. Cały czas. Będę cię karmić.
Zaśmiałam się. Austin zwrócił się do baristy.
- Cześć! Poproszę cappuccino i... Ally, co chcesz? Latte z orzechów laskowych?
Skąd on wie jaka jest moja ulubiona latte?
Musiałam wyglądać na zaskoczoną, bo Austin uśmiechnął się głupkowato.
- Nie mógłbym nie zapamiętać smaku kawy, którą na mnie wylałaś.
- To dziwne! To... - nie mogłam skończyć zdania, bo przerwał mi śmiech Austina. Zrozumiałam, że nie mówił poważnie. - Oh.
- Usługa pokojowa obciążyła moje konto – wyjaśnił.
Wczoraj wieczorem zamówiłam sobie kawę, mając nadzieję, że da mi trochę energii na rozmowę z Trish. Kompletnie zapomniałam, że płacił za mój pokój, więc moje zamówienie też musiało być opłacone przez niego.
- Oddam ci pieniądze za to – powiedziałam. Przedtem skinęłam głową do baristy, a ten poszedł robić zamówienie.
- Nie, nie trzeba – powiedział.
Kiedy chciałam zapłacić za zamówienia, wyrwał mi mój portfel.
- Nie musisz za mnie płacić, Austin – powiedziałam cicho. Usiedliśmy przy stoliku.
- A ty nie musiałaś przylatywać ze mną do Nowego Jorku, a to zrobiłaś – odpowiedział.
Zdecydowałam zapytać go o to, co męczyło mnie przez dłuższy czas.
- Dlaczego chciałeś bym przyleciała tu z tobą?
Wzruszył ramionami. Beanie wyglądała na nim naprawdę uroczo. Na mnie pewnie nie, więc ją zdjęłam. I czekałam na jego odpowiedź. Nie zajęło to długo.
- Bo cię lubię, Als. Jesteś miła. Dez jest moim jedynym przyjacielem, ale potrafi być trochę... - zatrzymał się, myśląc o właściwym słowie. - Dziwny – dokończył. - Czuję, że mogę porozmawiać z tobą o wszystkim. A z Dezem nie, bo nie zawsze on mnie rozumie – napił się swojej kawy. - A ty tak. Znasz moje serce. Nie wiem jak to możliwe, bo nie znamy się długo, a pierwsze trzy dni spędziliśmy na dokuczaniu sobie.
Chciałabym móc powiedzieć mu, że czuje to samo. Ale nie mogłam. Bo nie mogłam porozmawiać z nim o wszystkim. Nie o pisaniu piosenek.
- No i nie sądzę, że chcesz mnie wykorzystać, co jest najważniejsze – dokończył z uśmiechem na twarzy.
I to było właśnie powodem.
Ja też czułam, że mogę porozmawiać z nim na tematy, na jakie nie rozmawiam z Trish. I wiedziałam, że chcę go mieć blisko przy sobie.
Bo czułam, że Trish mi nie wystarcza. Austin i Trish byli całkowicie innymi typami przyjaciół.
Ale potrzebowałam ich obydwu. Trish, bo zawsze przy mnie była. I Austina też potrzebowałam. Naprawdę mocno.
Więc pisanie piosenek musi pozostać sekretem. Na zawsze.

Spędziliśmy trochę czasu w kawiarni, rozmawiając, żartując i śmiejąc się. Ale nie mogliśmy spędzić tam całego dnia, nawet jeśli bardzo tego chciałam.
Bo dziś był ważny dzień. I Austin musiał rozpocząć próby.
Planowałam wrócić do hotelu, opuszczając próby, by móc skończyć, albo zacząć artykuł. Ale tak się nie stało.
- Musisz iść ze mną, Ally – Austin zaprotestował, gdy powiedziałam mu o planach.
- Dlaczego? - zapytałam. - Nie będę ci tam do niczego potrzebna.
- No nie – uśmiechnął się bezczelnie. - Ale będę za tobą tęsknił.
Poczułam jak oblewam się rumieńcem. Przygryzłam wargę. On tylko żartuje, Ally, przestań.
- Nie będziesz za mną tęsknił, bo będziesz zbyt zajęty – odpowiedziałam.
Podniosłam się, gotowa odejść. Szczerze to naprawdę chciałam z nim iść, ale miałam przecież do zrobienia artykuł.
I może krótki odpoczynek od niego nie byłby złym pomysłem. Czułam, że z każdą chwilą, przywiązuję się do niego coraz bardziej, a nie powinnam. Nastawiałam się na złamane serce.
A nigdy nie pozwalałam na zranienie mnie. Zawsze siebie chroniłam. A on nie powinien być tym, który by to zmienił.
Austin złapał mnie za nadgarstek, tym samym nie pozwalając mi odejść.
- Nigdy nie będę na tyle zajęty, by za tobą nie zatęsknić – powiedział cicho.
Przez sekundę patrzył mi się w oczy i czułam, że nie żartował.
Ale pewnie to wyolbrzymiałam.
Westchnęłam, poddając się. Znałam siebie, zawsze ulegałam tym maślanym oczkom.
Artykuł musi zaczekać.

~~~

Na miejscu spotkaliśmy Deza i Mimi. Stadion był naprawdę wielki. Wokoło było pełno sławnych ludzi, bo oczywiście Austin nie występuje jako jedyny.
Dodatkowo wszędzie byli też ochroniarze.
Austin musiał poczekać na próbę dźwięku, aż jedna dziewczyna skończy.
Stanęłam przed sceną, a ręce schowałam do kieszonek. Austin zniknął gdzieś za sceną, robiąc coś, pewnie ważnego, a w czym nie mogłabym pomóc, więc zostałam tu, gdzie stanęłam, oglądając występ dziewczyny.
Miała świetny głos. Nie znałam jej. I nie spodobały mi się jej piosenki.
Chciałam pójść i zacząć poprawiać jej piosenki, by stały się lepsze, ale nie mogłam.
Nie tylko dlatego, że nie miałam ze sobą zeszytu.
Oglądałam ją przez dłuższą chwilę. Kiedy Mimi do mnie przyszła, wiedziałam, że coś się stało.
- Ally?
- Tak?
Przystopowała. Zaniepokoiłam się.
- Czy może, mogłabyś porozmawiać z Austinem? Jest naprawdę zestresowany – powiedziała. Skinęłam głową, szczęśliwa, że to nic poważnego.
Ale gdy zobaczyłam Austina, stwierdziłam, że to bardziej poważne niż myślałam.
Siedział na podłodze z jego gitarą akustyczną. Obok niego Dez, który wyglądał na zdesperowanego. Austin grał znaną mi piosenkę, ale całkowicie źle, myląc nuty.
I on to wiedział. Miał zaciśniętą szczękę i zmarszczone brwi.
Wyglądał jakby miał zaraz połamać tę gitarę, tym razem, bez mojej pomocy.
- Austin? - zapytałam cicho. Dez podniósł głowę, zauważając moją obecność i opuścił pomieszczenie. Zajęłam miejsce obok Austina.
Mogłam powiedzieć, że chłopak był całkowicie inny niż wtedy, gdy siedział ze mną w kawiarni.
- Nie dam rady! - powiedział. Jego głos był zdenerwowany, ale się powstrzymywał. Wiedziałam, że to było niebezpieczne. Jeśli ludzie powstrzymują złość, staje się ona potężniejsza.
- Dasz. Wiesz to, Austin. Jesteś tylko zdenerwowany. To normalne, to duży koncert – uśmiechnęłam się. - Uwierz mi, wiem co to znaczy być zdenerwowanym. Ale ty możesz to zrobić. - Położyłam rękę na jego ramieniu. - Będzie dobrze.
Popatrzył na mnie i westchnął. Odłożył swoją gitarę i złość zniknęła. Teraz wyglądał na smutnego.
Jakimś sposobem, poczułam się źle.
- Chodzi o to, że to nie dlatego, że stresuję, bo to będzie w telewizji i tak dalej. Nie obchodzi mnie to, Als. Po prostu... - przestał i wziął głęboki oddech.
O Boże, niech tylko nie płacze.
Nigdy nie wiedziałam co zrobić, gdy ktoś płakał. Nienawidziłam tego widoku. Zawsze chciałam tylko mocno go uścisnąć, pokazać, że nie jest sam.
Ale wiedziałam, że z Austinem to nie zadziała.
- Odwołałem mój koncert z tego powodu.
- Przesunąłeś – poprawiłam go. - To co innego.
- Ale nadal są na mnie źli. A jeśli teraz zawalę ten występ... Po prostu...
Zaprzestał mówienia, znowu.
- Nie chcę ich zawieźć.
Nie kontrolując się, ujęłam jego rękę.
- Nie zrobisz tego. Obiecuję. Będą z ciebie dumni.
- Ty też? - zapytał cicho.
Popatrzyłam na niego zszokowana, starając się zrozumieć, co właśnie powiedział. Ale zrozumiałam, że po prostu szukał pocieszenia.
U kogokolwiek.
Nie ważne, że przy nim byłam teraz ja. Zdecydowałam się odpowiedzieć tak szczerze jak mogłam, bo tego właśnie potrzebował.
- Tak – odparłam. - Będę z ciebie dumna nieważne co byś zrobił. I twoi prawdziwi fani też. Zapomnij o reszcie, Austin. Jedyni, którzy są ważni, to ci, którzy o ciebie dbają, okej. Jak ja – dodałam.
A Austin zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Objął mnie rękoma i mocno przytulił.
Jego ręce spoczywały na moich plecach, a moja głowa, na jego ramieniu. Nadal siedzieliśmy, więc czułam się trochę niekomfortowo będąc nad nim pochylona. Właściwie, prawie siedziałam mu na kolanach.
A on mnie nie puszczał.
I ja nie miałam zamiaru robić tego pierwsza.
Trwaliśmy w uścisku przez kilka minut, ale ktoś go zawołał. Puścił mnie i wstał.
Czas na próbę.

~~~

Byłam w pokoju hotelowym. Próby nie wyszły źle, ale też nie dobrze, więc Austin trochę się podłamał. Wszyscy uważaliśmy, że potrzebuje trochę spokoju, więc po prostu wróciliśmy do hotelu.
Jutro ostatnia próba, generalna. A po południu, występ na żywo. Przed milionami ludzi, którzy będą oglądać to w telewizji i przed tymi, którzy będą na stadionie.
Cholera, to sprawia, że się denerwuję.
Siedziałam na łóżku z laptopem naprzeciwko mnie. Musiałam rozpocząć ten artykuł. I skończyć. Ale nie przychodziło mi nic dobrego do głowy.
Nie mogłam przecież napisać o Austinie Moonie, chłopaku, który wyglądał na totalnego idiotę, a okazał się być naprawdę świetny, przy okazji kradnąc moje serce.
Nie, nie to nie mogło się tam znaleźć.
Na dodatek, nie mogłam znaleźć mojego zeszytu, więc nie mogłam zobaczyć listy jego cech.
No i nadal myślałam o tym uścisku. Jak niesamowicie czułam się w jego ramionach.
Jakbym była jego.
Zamknęłam laptopa. Na szczęście, nie mogłam zostać zwolniona, bo nawet nie zostałam zatrudniona. Artykuł musi poczekać.
Ale mogłam napisać coś innego. To, że nie wiedziałam co napisać w artykule, nie oznacza, że nie miałam nic innego do powiedzenia.
Pisałam piosenki od lat, wiedziałam jak dobrze dobrać słowa. Ale gdy chodziło o Austina, zupełnie zapominałam jak się mówi, czy tworzy zdania.
Zaczęłam szukać zeszytu, ale nie mogłam go znaleźć. Normalnie zaczęłabym wariować, ale teraz, musiałam po prostu spisać słowa na papier.
Nie wiedziałam jak powiedzieć mu co czuje, tak, by zrozumiał. A miałam dużo do powiedzenia.
Wzięłam podartą kartkę, czym zupełnie się nie przejęłam.
I could write books in my sleep, without thinking too deep.
I could speak for a hundred days,
I could explain a concept that you didn't get
And I could do it in a thousand ways.

I just wanna tell you I love you, but it´s the hardest thing to say.
I turn my head upside down, trying to find some kind of way,
to tell you I need you, in a way that will be heard.
I try to be a poet,
But ever since I met you, I haven't been good with words.

Uśmiechnęłam się. Pisanie szło mi łatwo, jakby bez myślenia nad słowami. Wiedziałam, że będzie to świetna piosenka.
Głównie dlatego, że opisywałam samą prawdę.

There's only so many different ways
There's only so many old clichés,
that I can do.
So what can I do, tell me what I can do.

I just wanna tell you I love you, but it´s the hardest thing to say.
I turn my head upside down, trying to find some kind of way,
to tell you I need you, in a way that will be heard.
I try to be a poet,
But ever since I met you, I haven't been good with words.

Przestałam. To było dobre.
- Powinnaś to zatrzymać – mruknęłam do siebie. Ale nie mogłam zatrzymać tego na kartce papieru.
Zeszyt.
Szukałam pod łóżkiem, na biurku, w walizce, wszędzie. Ale nigdzie nie mogłam go znaleźć.
Nagle poczułam jak przechodzi mnie zimny dreszcz po linii kręgosłupa. Przypomniałam sobie, że zostawiłam go na poduszce.
Na widoku.
Jeśli ktoś wszedłby do mojego pokoju, mógłby go z łatwością zobaczyć.
W moim pokoju były tylko dwie osoby, sprzątaczka i Austin. Gdy poszłam się przebrać, został w moim pokoju.
Sam.
I dlaczego niby sprzątaczka miałaby zabierać mój zeszyt?
- Nie – wyszeptałam. W głębi serca wiedziałam, że wszystko zrujnowałam.
Wybiegłam z pokoju mając nadzieję, że zdążę na czas.
Drzwi do jego pokoju były uchylone, więc je pchnęłam. Austin siedział na łóżku.
Nie zdążyłam.
W jego rękach był mój zeszyt.
Czułam, że pobladłam.
Widział moje piosenki.
- Nie wierzę – powiedział gorzko. Jego głos był zły, aż skuliłam się, gdy go usłyszałam. Podbiegłam do niego, próbując wszystko wytłumaczyć.
- Nie Austin, ty nie rozumiesz...
- Oh, rozumiem – wstał z łóżka. Jego oczy były teraz ciemne. Wyglądał na strasznie złego.
- To nie są istniejące utwory. Znałbym je, bo znam prawie każdą piosenkę. Co oznacza, że to ty je napisałaś. Co oznacza, że piszesz piosenki – rzucił zeszyt na stół.
Starałam się go dotknąć, chcąc by mnie wysłuchał, ale on szybko mnie odepchnął, prawie popychając mnie na ścianę za mną.
- Jedynym powodem dlaczego mi o nim nie powiedziałaś, jest to, że miałem rację. Wiedziałem! Wykorzystywałaś mnie. Taki był twój plan, Ally? Poproszenie mojej mamy o kontakt z kimś, kto się tym zajmuje? Udawanie, że mnie lubisz, by ci pomogła?
- Nie! - zaszlochałam, ale nie pozwolił mi skończyć.
- Myślałem, że jesteś inna! Myślałem, że się mną przejmujesz. Ale okazało się, że jesteś taka jak wszyscy. Że widzisz tylko Austina Moona, człowieka, który pomoże ci się wybić.
- Nigdy...
- Nigdy cię nie obchodziłem. I pomyśleć, że cię polubiłem. Naprawdę polubiłem. Myślałem... myślałem, że cię znam.
Nagle cały jego gniew zniknął. Jego wyraz twarzy zmienił się na taki, którego obawiałam się najbardziej.
Przed którym chciałam go uchronić.
Czuł ból.
Usiadł na łóżku chowając głowę w dłoniach.
- Przepraszam – wyszeptałam.
- Po prostu odejdź.
Znacie to jak w filmach zazwyczaj ktoś coś powie i zaczyna się seria retrospekcji? To działo się właśnie ze mną. Te słowa przypomniały mi o naszym pierwszym spotkaniu.
Gdy powiedział mi bym odeszła, bo był na mnie zły.
Tak bardzo chciałam by teraz był zły. Bo wiedziałam, że to z czasem by minęło.
Jak poprzednio.
Ale go zraniłam, strasznie, a to szybko nie odejdzie. Przeprosiny nie wystarczały.
Słyszeliście jak ludzie mówią, że człowiek jest jak lustro? Gdy się stłucze, możesz je skleić, ale nigdy go naprawdę nie naprawisz, bo zawsze będą rysy po pęknięciach.
Złamałam lustro Austina.
Wspomnienia mnie przytłaczały. Gdy uważałam go za idiotę. Gdy zrozumiałam, że jest fajny. „Czy pojedziesz ze mną do Nowego Jorku?”. Wszystkie porady jakie mu dawałam. Ból w jego oczach, gdy mówił o swoim ojcu.
Bolało go jak teraz, z tym, że teraz, bolało go przeze mnie.
Gdy zrozumiałam, że jest niesamowity. Gdy zrozumiałam, że mi się podoba. Ta noc w hotelu, gdzie czułam bicie jego serca. Kiedy usnęłam czując jego oddech na mojej skórze.
Gdy zrozumiałam, że go potrzebuje.
A teraz, stał tuż przede mną. Blisko, a jednocześnie tak daleko.
Nie powiedziałam nic. Bo to nie miało znaczenia.
Nie rozpłakałam się. Bo to nie miało znaczenia.
Więc wzięłam zeszyt i wyszłam.
Zostawiając go samego. Zostawiając wszystko.
Chcę tylko powiedzieć, że cię kocham, ale to najtrudniejsza rzecz do powiedzenia.
Usiadłam na moim łóżku. Patrząc na stronę na której zeszyt był otwarty. Na liście cech Austina.
Na samym dole dodał coś jeszcze.
I gdy to przeczytałam, wybuchnęłam. Zaczęłam płakać, ryczeć, chlipać. Czułam jak moje serce łamie się na tysiąc kawałeczków.
Bo byłam tak blisko by to dostać.
Austin:
* dba o swoich fanów,
* jest dziecinny,
* chroni swoją rodzinę,
* jest przystojny,
* jest niesamowitym wykonawcą,
* jest naprawdę utalentowany,
* jest zabawny,
* jest sympatyczny,
* jest dobrym kucharzem,
* jest miły,
* ma dobry gust muzyczny,
* jest zarozumiały,
* jest profesjonalistą,
* jest romantyczny,
* jest zakochany w tobie.