Przepraszam, że dodaję tą część dopiero teraz. Nie miałam wcześniej czasu, przepraszam! ;_;
To przedostatnia część. Kolejna będzie ostatnią. I tu problem, bo nie mam na razie żadnej dobrej historii do przetłumaczenia, dlatego po dodaniu ostatniej części pewnie będzie trochę dłuższa przerwa ;-; Muszę coś znaleźć i jeszcze przetłumaczyć.
Miłego czytania ^^
Sorry za błędy.
Zaczęło
padać, gdy weszliśmy do hotelu.
-
Lepiej tu zostań przez chwilę, Ally – powiedziała Mimi. - Aż
się to trochę uspokoi.
Na
zewnątrz było naprawdę strasznie, więc zgodziłam się. Poszliśmy
do pokoju Austina. Mimi poszła w swoim kierunku, ale Dez i Austin
usiedli na kanapie.
-
Chcesz coś do picia? - Austin wyglądał nieswojo. Starał się być
dobrym gospodarzem. Zachichotałam.
-
Nie, dzięki. Ale jeśli mamy przesiedzieć tu wieczór, musimy coś
jeść.
-
Powinieneś coś ugotować – powiedział Dez. Oczy Austina zrobiły
się ogromne.
-
Uhm, ta, lepiej tego nie róbmy.
-
Dlaczego? Napisałeś w moim zeszycie, że jesteś dobrym kucharzem –
powiedziałam podejrzliwie. Dez zaczął się śmiać, a Austin oblał
się rumieńcem.
-
Cóż...
-
Nie mówisz, że kłamałeś? Bo Kłamca definitywnie
pasowałby do tej listy, o której wspomnę w moim artykule. - Teraz
był strasznie zaczerwieniony i cieszyłam się z tego.
-
Pff, nie kłamałem. Ja nie kłamię. Ugotuję dla ciebie – Austin
blefował. Wszedł do hotelowej kuchni, a Dez podszedł do mnie.
-
Jak zawali sprawę, zamówimy pizzę.
Zaśmiałam
się. Naprawdę polubiłam Deza. Był trochę dziwny, ale w
pozytywnym tego słowa znaczeniu.
-
Chcesz obejrzeć jakiś film? - zapytał. Skinęłam głową. Dez
przejechał wzrokiem po płytach.
-
Matko, tu są same beznadziejne filmy romantyczne. Gdzie są filmy o
Zalienach?!
Austin
wyskoczył z kuchni.
-
One nie są beznadziejne! Lubię filmy romantyczne. I naprawdę nie
myślę, że Ally spodobają się filmy o Zalienach. - Uśmiechnęłam
się do niego i zanotowałam sobie w głowie, że muszę dopisać
Romantyczny do listy.
Nigdy
nie spotkałam faceta, który lubiłby filmy romantyczne i nie
wstydził się tego.
-
Będzie okej. Ta długo, aż nie będą naprawdę straszne.
-
Nie są – powiedział Dez.
-
Są – Austin powiedział w tym samym momencie.
-
On mówi to tylko dlatego, że chce obejrzeć z tobą coś
romantycznego – Dez zaśmiał się.
-
Nieprawda!
-
Prawda.
Pierwsza
część Zalienów się zaczęła i Austin ponownie zniknął.
Austin
definitywnie miał racje. Po piętnastu minutach oglądania filmu,
miałam trzy opcje do wyboru. Schowanie mojej głowy w poduszce,
opuszczenie pokoju, albo nie spanie przez wieczność.
-
Dez, pójdę sprawdzić co u Austina – powiedziałam. Nie czekałam
na jego odpowiedź, ale podreptałam do kuchni.
Kuchnia
była naprawdę mała. Udało mi się tylko wcisnąć obok Austina
bez dotknięcia go.
Dobrze,
że byłam mała.
-
Hej – uśmiechnął się.
-
Hej.
-
Boisz się? - Skinął w stronę salonu, wyraźnie mówiąc o filmie.
-
Pff, nie – powiedziałam wysoko.
Jak
zawsze mówię, gdy kłamię. Więc westchnęłam.
-
Tak.
Zaśmiał
się. To brzmiało jak muzyka w moich uszach po tych wszystkich
krzykach Deza.
-
Zawsze się boję podczas oglądania filmów o Zalienach. Nie
kłamałem, gdy mówiłem, że lubię filmy romantyczne. Właściwie
to, że je wolę.
Z
jakiegoś powodu, uznałam, że to słodkie.
-
Jak tam jedzonko?
Uniósł
brwi i skinął w kierunku patelni.
-
Co myślisz?
Zaczęłam
się śmiać. Miał zamiar ugotować makaron, ale robił to zbyt
długo. Był spalony i niejadalny.
-
Myślę, że powinieneś to po prostu zostawić.
-
Masz na myśli, razem z moją dumą? Nie ma mowy. To musi wyjść! -
powiedział dramatycznie. Zaśmiałam się. On też, więc dostaliśmy
napadu śmiechu.
Kilka
minut później, uspokoiliśmy się. Uśmiechał się do mnie. Nagle
uświadomiłam sobie, jak blisko niego byłam.
-
Więc, uhm. Wyrzuć to, a ja sprawdzę, czy jest w pobliżu jakaś
pizzeria, która przywiezie zamówienie w taką pogodę, ok?
Wybiegłam
z kuchni, siadając obok Deza. Spojrzał na mnie.
-
Czas na pizzę?
-
Czas na pizzę.
Nie
było pizzy. Pogoda była tak okropna, że nikt nie wypuszczał ludzi
do roznoszenia zamówień.
O
tym właściwie było dużo w internecie. Żeby nie wychodzić z
domów, jeśli nie jest to konieczne.
Więc
zdecydowaliśmy się na makaron. Austin nie miał niczego innego.
Po
Zalienach, postawiliśmy na Titanica. Zignorowaliśmy protesty Deza,
bo to on wybierał pierwszy film.
W
połowie filmu, rozejrzałam się wokoło. Na zewnątrz było ciemno.
Krople deszczu uderzały w okna i słyszałam powiewy wiatru.
Właściwie cieszyłam się, że nie musiałam teraz sama siedzieć w
moim małym mieszkanku.
Popatrzyłam
po chłopakach. Austin kompletnie zapatrzył się w telewizor, nawet
jeśli mówił, że widział to z dwadzieścia razy.
Dez
natomiast liczył krople deszczu.
Jeśli
Trish byłaby z nami, ta noc byłaby perfekcyjna.
Skoncentrowałam
swój wzrok na Austinie. Był tak wciągnięty w film, że byłam
prawie pewna, że mogę się na niego przez chwilę popatrzyć.
Zauważyłam jak zacisnął szczękę, gdy Rose zrobiła coś
głupiego. Jak naprawdę mały, ledwo zauważalny uśmiech przemknął
po jego twarzy, gdy były romantyczne sceny, i jak przygryzał wargi,
gdy nadszedł czas na smutną część filmu.
Jego
ręce były splecione na kolanach. Ręce, które były dla mnie
trochę szorstkie, czego się nie spodziewałam, gdy zobaczyłam go
po raz pierwszy. Były szorstkie z jasnych powodów: bo z pasją grał
na gitarze. Bo były dotykane przez tysiące fanów. Bo mocno
trzymały mikrofon, gdy śpiewał wysokie dźwięki.
Nagle
jego wzrok odwrócił się na mnie. Odruchowo, natychmiast skupiłam
się na ekranie, ale film się skończył.
Wow,
musiałam długo go oglądać. Musiałam przestać to robić. Ludzie
mogli pomyśleć, że jestem nim zauroczona.
Albo
gorzej, Austin mógł pomyśleć, że mi się podoba.
Co
jest prawdą. Ale nie musi o tym wiedzieć.
-
Pójdę porozmawiać z mamą o tym – Usłyszałam. Kurde. Nie wiem
o czym wcześniej mówił.
Austin
opuścił pokój, a ja odwróciłam się do Deza.
-
Więc, jak długo kochasz Austina?
Zaczęłam
ciężko kaszleć, gdy łapczywie złapałam powietrze, które
powinnam wdychać. Kiedy wreszcie się ogarnęłam, westchnęłam.
Zaprzeczenie
mi nie pomoże.
-
Skąd wiesz?
-
Dziewczyno, Titanic to długi film. Wiem, bo spędziłem ten czas
próbując go zignorować. A ty spędziłaś ten czas na wgapianiu
się w Austina, jakbyś była gotowa na niego skoczyć.
Mogłabym
powiedzieć, że byłam czerwona jak pomidor.
-
Nie martw się, nie powiem mu. Właściwie to cieszę się, że ci
się podoba. Byłabyś dobrą dziewczyną dla niego – wstał. - Jak
powiedziałem, Austin i Ally brzmi pięknie, nie myślisz?
Nie
powiedziałam nic, gdy opuszczał pokój.
Tak
wiele do ukrycia. Dobra robota, Ally. Naprawdę dobra robota. Wcale
nie zachowywałaś się oczywiście.
Ale
nie miałam dużo czasu na rozmyślanie, bo Austin wrócił.
-
Moja mama zgodziła się ze mną.
-
W jakiej sprawie?
Odwrócił
się do mnie, marszcząc brwi.
-
Czy ty mnie w ogóle słuchałaś? Nie wracasz do domu w taką
pogodę, Ally. Zostajesz dziś ze mną.
-
Ja co?
-
Zostajesz. Tu. Dziś. W tym pokoju. Ze mną – Austin wyjaśnił.
Przełknęłam ślinę.
To
nie był dobry pomysł.
-
Gdzie jest Dez? - zapytał, wyraźnie nieświadomy mojej niepewności.
-
Um, nie wiem, po prostu wyszedł.
-
Ah. Dez jest trochę dziwny czasami.
-
Tak, zauważyłam – mruknęłam. Pomiędzy nami panowała cisza,
którą Austin przerwał biorąc się za sprzątanie naczyń.
-
Czekaj, pomogę ci. - Wyciągnęłam rękę do przodu, niechcący
dotykając jego. Szybko ją cofnęłam, jakbym została ukąszona
przez węża.
-
Nie trzeba. Możesz przygotowywać sobie miejsce na spanie.
-
Miejsce na... spanie?
Zachichotał.
I
mogę powiedzieć, że brzmiał uroczo.
-
Tak, jedno z nas musi spać na kanapie, nie? To znaczy, nie mam nic
przeciwko dzielenia z tobą łóżka, ale ty chyba owszem...
-
Definitywnie – przerwałam mu.
Nawet
nie wiedział jaka kusząca była ta propozycja.
Skarciłam
się w myślach. Jezu Ally, opanuj się! Co ty robisz?
-
Więc idź i pościel sobie łóżko. I moje. Jak dżentelmen
przeniosę się na kanapę, ale tylko wtedy, gdy mi ją przygotujesz
– oznajmił. Zaśmiałam się.
To
brzmiało fair.
Weszłam
do sypialni. Była wybitnie czysta, jak na młodego, wolnego
chłopaka, który mieszkał tu przez kilka dni.
Właśnie
wzięłam do ręki prześcieradło, gdy światło zgasło.
Cholera.
Normalnie
lubię, gdy jest ciemno. I mogłam się domyśleć, że prąd siądzie
zważywszy na pogodę.
Ale
teraz, gdy obejrzałam film o zombie i alienach zjadających całą
ludzkość, nie wspominając nawet o tym, że był grudzień i było
zimno, nie cieszył mnie zanik prądu.
Drzwi
się otworzyły i wstrzymałam oddech. To tylko Austin.
Oczywiście,
że to był Austin, kogo ja się spodziewałam? Skarciłam się w
myślach.
Znowu.
To zdarza się zbyt często.
-
Tu też zgasły światła?
-
Nie, po prostu lubię ciemność – zakpiłam.
-
Pasuje do twojej osobowości – zażartował. Wzięłam jedną z
poduszek i rzuciłam nią w chłopaka, ale oczywiście, on złapał
ją bez problemu.
Zdziwiony
wypuścił powietrze. - Ally, czy ty zaczęłaś bitwę na poduszki?
-
Nieee! - krzyknęłam, chowając się za łóżkiem. - Nie, Austin,
naprawdę. Potrafię sobie coś zrobić, gdy jest widno, wyobraź
sobie co może się stać, gdy nic nie widzę.
Wybuchnął
śmiechem. - Myślę, że to prawda. Głowa nadal mnie boli. Masz
dość twardą głowę, jak na małą dziewczynę.
Odchrząknęłam.
- Tak, przepraszam za tamto.
-
Żartowałem, Als. Wszystko w porządku.
Mój
brzuch podskoczył. Als.
Zabroniłam
Trish tak mówić, bo nienawidziłam tego zdrobnienia, ale gdy on to
powiedział, nie przejęłam się. To brzmiało uroczo.
Austin
się odwrócił i opuścił sypialnię, krzycząc „Poszukam latarek
i świeczek, a ty załatw poduszki i koce!
-
Koce? Po co? - odkrzyknęłam.
-
Jest tylko jedna rzecz, jaką można robić bez prądu – mówił
podekscytowany. - Zbudujemy fort!
Przeszukując
szafy i szafki w poszukiwaniu koców, myślałam o Austinie. Nie
kłamałam mówiąc, że bitwa na poduszki byłaby złym pomysłem z
powodu mojej niezdarności.
Ale
to nie była cała prawda. Szczerze, byłam lekko przestraszona.
Podczas łaskotania się, czułam, że jakby Mimi nie weszła,
pocałowalibyśmy się.
A
teraz, w ciemności, bez żadnych przeciwności... Nie ufałam sobie.
Naprawdę
nie chciałam zrujnować tej przyjaźni. Bo czułam, że Austin
mógłby być świetnym przyjacielem. Teraz, jak poznałam go lepiej,
wiem, że to dobry chłopak i ma to, czego potrzebuję w przyjacielu.
Albo
chłopaku.
Na
Boga, Ally.
Wchodząc
do salonu, zobaczyłam świeczki. Wszędzie.
-
Znalazłem tylko jedną latarkę. - By zademonstrować, Austin
zaświecił mi nią prosto w twarz. Tak, że prawie się wywróciłam.
Zaśmiał
się. - Przepraszam, muszę się nauczyć, żeby nie robić nic nagle
przy tobie.
Usiadłam
na podłodze, kładąc koce naprzeciwko mnie.
-
Nie mogłam więcej znaleźć. Ludziom w Miami nie jest często
zimno.
Austin
wstał i wyszedł. Oglądałam go z przymkniętymi oczyma. Kiedy
wrócił, miał w rękach dwa swetry. Rzucił mi jeden.
-
Na szczęście, przygotowałem się na zimną pogodę.
Założyłam
sweter. Był szary i cieplutki. I duży. Zakrywał moje ciało aż do
ud, tak, że wyglądał jak sukienka. Powąchałam go, wyobrażając:
pachniał wspaniale. Jak on.
Oglądałam
go idącego do kuchni i wracającego z dwoma kubkami.
-
Skąd wziąłeś gorącą czekoladę? - zaskoczona, zapytałam.
Uśmiechnął się głupkowato.
-
Były gotowe zanim światło zgasło. Jak to planowałem – puścił
do mnie oczko, gdy siadał obok mnie.
Bardzo
blisko mnie.
Nastała
cisza. Ale przyjemna cisza. Takiej, w której mogłabym trwać już
zawsze.
Ale
gdy Austin skończył pić swoją czekoladę, złamał ją.
-
Wiesz co ludzie robią, gdy światło gaśnie?
Pokręciłam
głową.
-
Zdradzają swoje najgłębsze, najciemniejsze sekrety. Więc, mów. -
Zaśmiałam się, zanim zorientowałam się, że mówi poważnie.
O
matko. Owinęłam się kocem, czując zimno.
A
potem, nie wiedząc dlaczego, zaczęłam mówić.
-
Chciałabym być jak ty. Móc wyjść na scenę i wystąpić. Ale nie
mogę.
-
Dlaczego nie? - Głos Austina brzmiał naprawdę delikatnie, słodko.
Szczerze. I czułam się trochę zawstydzona tym, że nie
powiedziałam mu wcześniej. Pojęłam, że nie powiedziałam mu
niczego o sobie, poza części o rodzicach.
Ale
powiem mu teraz. Zrozumie. I naprawdę chciałam, by wiedział.
By
znał mnie.
-
Bo się boję. Strasznie boję. Jeśli tylko powiesz 'scena',
zaczynam się trząść, a gdy zaciągniesz mnie na nią, zwymiotuję
na widownię i zemdleję, a to nie fajne – Przytuliłam się do
kolan, kładąc na nich moją głowę. - Naprawdę cię podziwiam,
Austin. Występujesz i jesteś w tym niesamowity.
Uśmiechnął
się.
-
Nigdy nie bałem się występów, więc nie wiem jak ci pomóc, Ally.
-
Nie możesz mi pomóc – powiedziałam cicho. - Nie możesz mnie
naprawić. To moja walka. A ty jesteś jedną z naprawdę małej
grupki osób, która o tym wie.
Sięgnął
dłonią za kanapę, biorąc w ręce gitarę.
-
Myślisz, że byłabyś w stanie zaśpiewać dla mnie? Wiem, że
wcześniej nie mogłaś, z Brave, ale teraz...
Pokręciłam
głową z przerażeniem. Natychmiast zauważył mój strach.
Położył
rękę na moim ramieniu. Przestałam oddychać.
I
nie dlatego, że nie chciałam zaśpiewać.
-
W porządku, Als. Nie musisz. Ja zaśpiewam dla ciebie, okej?
I
zaczął grać. A ja uśmiechałam się.
Znałam
tę piosenkę.
"And
I say oh!
We're
gonna let it show,
We're
gonna just let go of everything
holding
back our dreams.
And
try, to make it come alive.
C'mon,
let it shine, so they can see,
we're
meant to be
Somebody,
Somebody,
yeah,
Somehow,
some day, some way.
Somebody."
Słuchałam
go, aż do momentu, gdy nadszedł czas na zwrotkę.
Mogę
to zrobić.
Zamknęłam
oczy i otworzyłam usta.
"We
will walk out of the darkness,
Feel
the spotlight glowing like a yellow sun.
And
when we fought we fought together,
Till
we get back up and we will rise as one."
Mój
głos zastygł pod koniec, a on ponownie zaczął śpiewać. Powoli
otworzyłam moje oczy, patrząc prosto w jego. Nie wiedząc dlaczego,
kontynuowałam śpiewanie. W tym momencie, byłam tylko o ja i on,
oraz muzyka. I już nie wyglądało to tak strasznie.
"Oh,
we're gonna let it show.
We're
just gonna let go of everything,
holding
back our dreams.
And
try, to make it come alive,
C'mon,
let it shine, so they can see,
we're
meant to be
somebody.
Somehow,
some day, some way,
somebody."
Muzyka
ucichła, a ja odwróciłam swoją głowę.
Zrozumiałam
co zrobiłam.
Co
jeśli mu się nie podobało? Co jeśli myślał, że to było
okropne?
Co
jeśli myślał, że chciałam być jego przyjaciółką, żeby
usłyszał jak śpiewam? Co jeśli myślał, że go wykorzystuje?
-
Ally?
O
Boże.
-
Als, możesz na mnie spojrzeć?
Odwróciłam
się. Był bliżej niż się spodziewałam. Wstrzymałam oddech.
-
Dziękuję.
To
nie było to, czego się spodziewałam.
-
Dziękuję, że mi zaufałaś. - Odłożył gitarę i uśmiechnął
się do mnie. - Przy okazji, myślę, że masz świetny głos. Nie
tak jak ja, ale nadal świetny. - Wybuchnęłam śmiechem. Patrzył
się na mnie przez chwilę z małym uśmiechem na twarzy.
Zadrżałam
pod wpływem jego spojrzenia.
-
Zimno ci? - To wyglądało jakbym wyrwała go z przemyśleń.
-
Ja... - zaczęłam, chcąc powiedzieć, że wszystko ok, ale on
przysunął się do mnie.
-
Nie mam innego koca, ale mogę podzielić się moim.
Nie
mogłam skończyć mojego zdania, słowa utknęły mi w gardle, gdy
objął mnie ramieniem wokół talii i ułożył na swojej klatce
piersiowej. Schował mnie w kocu, owijając nas nim.
-
Lepiej? - wyszeptał.
-
Tak – przyznałam.
Było
lepiej. Znacznie lepiej.
Nie
z powodu koców. Tylko dlatego, że czułam jego bicie serca i ramię
wokół mnie. I jego oddech w moich włosach.
I
czułam motylki w moim brzuchu.
~~~
Gdy
rano wstałam, byłam lekko zdezorientowana. Rozejrzałam się
wokoło. W oczy rzuciły mi się wypalone świeczki, kilka koców,
kilka nóg...
Chwila,
co.
Powoli
poruszyłam moimi nogami. Dwójka z nich była na 100% moja.
Nagle
wspomnienia z wczoraj powróciły.
Nogi,
które były splątane z moimi, z pewnością należały do Austina.
I klatka piersiowa na której spoczywałam, też. I ręka na moim
brzuchu? Też Austina.
Poruszyłam
się powoli, tak by go nie obudzić, a móc na niego spojrzeć.
Nadal
spał. Jego usta były lekko otworzone, a jego powieki się
poruszały. Prawdopodobnie śnił.
Ciekawe
o czym/kim.
Ciekawe
też, co ja mam teraz zrobić. Prawdopodobnie powinnam wstać, albo
ruszyć się tak, by nie być tak blisko Austina.
Ale
gdybym się ruszyła, pewnie bym go obudziła.
Zresztą,
szczerze nie chciałam się ruszać.
Zdecydowałam
zamknąć oczy i udawać, że nadal śpię. Mogłabym wstać, gdy
Austin się obudzi, wtedy on podejmie decyzję.
Pomijając
to, że nie wiedziałam, że Austin śpi tak długo.
Po
godzinie, gdy wygodnie leżałam sobie na Austinie, naszła mnie
potrzeba skorzystania z kibelka. Naprawdę, naprawdę tego
potrzebowałam.
Więc
zaczęłam się ruszać. Najpierw, wyciągnęłam moje nogi spod
jego. Potem, powoli zaczęłam ściągać jego ramię z mojej talii.
Jęknął.
A
ja przestałam.
Przeczekałam
chwilkę, zanim spróbowałam ponownie.
Znowu
jęk. Tym razem, zatrzepotał powiekami, a potem je otworzył.
Po
części.
-
Przepraszam, że cię obudziłam – szepnęłam. - Ale częściowo
ograniczyłeś mi dopływ krwi.
Na
jego twarzy pojawił się leniwy uśmiech, a po chwili obrócił się
na drugą stroną.
Ciągnąc
mnie ze sobą, ponieważ nadal trzymał mnie w talii. Z cichym
piskiem, przeleciałam nad nim. Leżałam teraz po drugiej stronie,
tam gdzie mnie pociągnął. Jego twarz spoczywała w moich włosach.
Świetnie,
czyli się nie obudził.
Westchnęłam.
To
nie było tak, że przeszkadzało mi to, że używał mnie jak
osobistego misia. Jeśli mam być szczera, muszę przyznać, że
bardzo mi się to podobało.
Ale
musiałam siusiu. Natychmiast.
Zdecydowałam
się na bardziej agresywną taktykę. Odkręciłam się tak, że
miałam jak szturchnąć go w ramię.
-
Austin! - krzyknęłam. - Wstawaj!
Zero
odpowiedzi.
Czy
ten człowiek jest uśpiony, albo nieprzytomny?
Mam
pomysł.
Nie
najlepszy dla Austina, wiedziałam to. Ale nie mogłam zrobić nic
innego.
Jeśli
wyciągnęłabym rękę tak daleko, jak mogę, złapałabym dzbanek
na kwiaty.
A
dzbanek na kwiaty był napełniony wodą.
Gdy
wylałam wodę na jego twarz, on nawet nie krzyknął. Wystrzelił w
górę, biorąc ciężki oddech. Jego oczy były przerażone, a usta
otworzone tak szeroko, jakby miał zamiar krzyknąć, ale nie mógł.
-
Przepraszam! - zaczęłam, natychmiastowo wstając. - Ale naprawdę
muszę skorzystać z łazienki! - wbiegłam do pomieszczenia, nadal
śmiejąc się z miny Austina.
Słyszałam
przekleństwa na mój temat w tle.
Gdy
wyszłam z łazienki, przebrana i gotowa na dzień, Austin siedział
na ladzie w kuchni. Był owinięty w ręcznik i nadal się dąsał.
Przypominał
mi tonącego kotka.
Stłumiłam
chichot.
-
Ty – odparł śmiertelnie poważnie. - jesteś naprawdę złym
gościem.
-
Próbowałam cię obudzić! - zaprotestowałam. - Ale nie łatwo to
zrobić!
-
A nie mogłaś pójść do łazienki bez budzenia mnie?
-
Nie! - skrzywiłam się. - Trzymałeś mnie jakbym była ostatnim
naleśnikiem na ziemi.
Chłopak
wciągnął powietrze zdziwiony.
-
Wow, musiałem trzymać cię naprawdę mocno.
-
Dokładnie – zachichotałam. - Jesteś silny, a ja mała.
-
To prawda – wstał, kierując się do łazienki. - Jak wezmę
prysznic, zawiozę cię do domu. Musisz wziąć swoje bagaże.
-
Kiedy nasz samolot odlatuje? - zapytałam, zaskoczona tym, że
wszystko robi tak powoli.
-
Za dwie godziny.
~~~
-
Nie wierzę, że spóźniłam się na samolot! - zapłakałam. -
Nigdy się nie spóźniam! Na nic!
Biegliśmy
na lotnisko. Kiedy Austin wstał, Mimi i Dez byli już gotowi do
odlotu. Myślał, że dwie godziny wystarczą na wzięcie prysznica,
zabranie moich bagaży i dojechanie na lotnisko.
Nie
wystarczyły.
-
Nie martw się, zatrzymali dla mnie samolot. Mimo wszystko, jestem
gwiazdą – powiedział Austin.
Posłałam
mu złowrogie spojrzenie, gdy biegłam i próbowałam nie upaść i
się nie połamać.
Bo
to naprawdę nie był odpowiedni czas na to.
Jedyną
dobrą rzeczą w tym całym zamieszaniu, było to, że nie było
czasu na nasze dziwne zachowywanie się w swojej obecności.
Chociaż
nie sądzę, żeby Austin kiedykolwiek czuł się niezręcznie obok
mnie.
Zrozumiałam,
że spędziłam całą noc przytulona do Austina, z tym, że ja byłam
w nim zakochana, a on postrzegał mnie tylko jako przyjaciółkę. To
raczej nie jest dobre połączenie.
Dobiegliśmy
na sam czas odlotu. Stewardessa nie była zadowolona, ale gdy Austin
posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów, wydawałoby
się, że zapomniała o wszystkim.
Dlatego,
że kupiliśmy bilety trochę za późno, a to był tydzień
świąteczny, samolot był kompletnie zapełniony, więc nie
dostaliśmy miejsc w pierwszej klasie. Nie, żebym kiedykolwiek
korzystała z takich luksusów.
-
Tu jest tak mało miejsca! - narzekał Austin, co chwile się
ruszając i przy okazji mnie kopiąc.
-
Przestań się wiercić! - powiedziałam. - Zachowujesz się jak małe
dziecko. - Popatrzył na mnie z uśmiechem, mrugając oczami.
-
Al-ly, jesteśmy na miejscu?
-
Nawet nie wystartowaliśmy, Austin.
-
A teraz?
Posłałam
mu kolejne złowrogie spojrzenie.
-
Nie zawaham się zapytać tego faceta obok twojej mamy, o zamianę.
Austin
spojrzał na niego.
Siedziałam
przy oknie, obok mnie Austin, a obok niego Dez. Z przodu siedziała
Mimi, a obok niej jakiś starszy facet, który nie wyglądał zbyt
dobrze.
I
z pewnością też nie pachniał.
Austin
gwałtownie osunął się na krzesło, a ja uśmiechnęłam się
tryumfująco.
Zawsze
potrafiłam radzić sobie z dziećmi.
Nie
musiałam martwić się Austinem przez resztę lotu, bo odpłynął
już pięć minut później. Jego głowa zaczęła się kołysać, a
po chwili spadła na moje ramię.
Spałam
już z nim całą noc, więc go nie odepchnęłam.
Drugim
powodem było to, że wyglądał słodko, gdy spał.
-
Więc Ally, kiedy powiesz Austinowi co do niego czujesz?
Prawie
wyplułam wodę.
-
Dez! - syknęłam. - Zamknij się!
Znowu
przeklęłam. Chłopaki zdecydowanie źle na mnie wpływają.
-
Co? Przecież on śpi. Zobaczysz, że obudzenie go zajmuje wieki.
-
Zauważyłam – powiedziałam sarkastycznie.
Powoli
rzuciłam się na moje miejsce, tak, by głowa Austina nie spadła z
mojego ramienia. Zaczęłam patrzeć się w okno.
Powinnam
powiedzieć Austinowi, że mi się podoba? Westchnęłam.
Ta,
zdecydowanie nie.
~~~
-
Nowy Jork jest przepiękny – powiedziałam do Trish.
Siedziałam
w moim hotelu. Lot samolotem był męczący, ale starałam się nie
usnąć podczas lotu i dojazdu do hotelu.
Byłam
jedna. Austin i Mimi spali w samolocie, a Dez usnął w taksówce.
Hotel
był piękny. Dostałam własny pokój, z wielkim łóżkiem. Mogłam
leżeć na nim w dowolny sposób, ponieważ było wystarczająco
duże.
Tak,
wypróbowałam to.
Było
późno. Jutro będzie ciężkim dniem. Przypomniałam sobie, że
dawno nie rozmawiałam z Trish, więc do niej zadzwoniłam.
Ale
byłam tak zmęczona, że leżąc w łóżku normalnie zamykały mi
się oczy.
-
Z pewnością. Ale nie obchodzi mnie Nowy Jork, kochanie. Chcę
wiedzieć co u twojego ukochanego.
-
Wszystko w porządku – mruknęłam.
-
Przestań, chcę szczegółów! - Trish jęknęła. Wiedziałam, że
nie odpuści, więc zdecydowałam, że krótka i słodka odpowiedź,
będzie dobrym rozwiązaniem.
-
Nie ma nic do mówienia. Spaliśmy razem. I mam na myśli normalne
tego słowa znaczenie, Trish. Po prostu usnęliśmy razem. A potem
obudziłam go zrzucając na niego wazon z kwiatkami.
-
Zrzuciłaś na niego wazon? - krzyknęła. Wybuchnęłam śmiechem.
-
O matko, nie, tylko wylałam wodę.
-
Wow, jesteś niegrzeczna Ally – zatrzymała się. - Jestem z ciebie
dumna. Dlaczego wylałaś na niego wodę?
Wyjaśniłam
jej.
-
Muszę iść, Trish – ziewnęłam. - Jestem naprawdę zmęczona, a
jutro będzie męczący dzień. Muszę napisać ten artykuł, bo twój
szef powiedział, że ma być gotowy przed świętami. A Austin ma
próbę i wtedy będę miała czas na kupienie tacie prezentu
świątecznego i...
-
Okej, rozumiem. Dobranoc Ally!
-
Dobranoc Trish – mruknęłam. Usypiałam.
~~~
Myślałam,
że jak to zignoruję, to sobie pójdzie.
Ale
tak nie było.
-
Już idę, jak Boga kocham! - krzyknęłam idąc w stronę drzwi.
Pukanie
przez pół godziny do moich drzwi nie było najlepszą pobudką.
Otworzyłam je będąc gotowa nawrzeszczeć na osobę, która
zakłócała mój cenny spokój.
-
Czy ty masz... Austin. Cześć.
-
Hej Als! Wstałaś? - Austin wcisnął się między mnie, wpraszając
się do środka.
-
Teraz tak.
Odwrócił
się i spojrzał na mnie. A właściwie wgapiał się we mnie. I
nagle pojęłam, co miałam na sobie.
Co
było naprawdę małe.
-
Masz na sobie mój sweter – Austin uśmiechnął się zawadiacko.
Moja twarz oblała się rumieńcem.
To
było jedyne ubranie, jakie miałam na sobie. Spakowałam go, bo
wiedziałam, że w Nowym Jorku może być zimno. Miałam zamiar
przepakować go do walizki, gdy będziemy wracać.
-
Dlaczego wstałeś tak wcześnie? - zmieniłam temat. Na szczęście,
nie czepiał się.
-
Bo mamy wiele do roboty! Nie wierzę, że ty nadal spałaś. - Jego
uśmiech stawał się coraz większy. - Idziemy na świąteczne
zakupy!
-
Nie mogę – zająknęłam się.
-
Dlaczego?
-
Bo muszę napisać twój artykuł.
Nie
chciałam mu właściwie o tym przypominać. Nie chciałam
przypominać mu o tym, że jestem tu tylko z tego powodu, a potem już
mnie nigdy nie zobaczy. Bo chciałam, żeby o tym zapomniał.
-
Cóż, będziesz musiała to zrobić później. Ubieraj się, musimy
się pośpieszyć! - oznajmił.
Mruknęłam
coś pod nosem i poszłam do łazienki, zostawiając Austina w moim
pokoju.
Wyglądał
na tak szczęśliwego, że nie miałam serca mu odmówić.
No
i wolałam zakupy świąteczne z Austinem, niż pisanie artykułu o
Austinie Moonie.
Bo
dla mnie, to były dwie, zupełnie różne osoby.
Austin
Moon to chłopak, który groził, że mi coś zrobi, jeśli
wykorzystam jego matkę dla sławy. Austin Moon to chłopak, który
prawie uderzył mnie w twarz, gdy zepsułam jego gitarę. Austin Moon
to chłopak, który używał sarkastycznych słów. Austin Moon to
ten, który mnie nie lubił.
A
Austin to chłopak, który lubił filmy romantyczne i huśtawki.
Austin to chłopak, któremu zaufałam na tyle, by przy nim
zaśpiewać. Austin to chłopak, który poprosił mnie o pojechanie z
nim do Nowego Jorku. Austin to chłopak, którego polubiłam.
Więc
ubrałam się, wcisnęłam w szalik, beanie, rękawiczki, płaszcz,
sweter, botki i wszystko co sprawiłoby, że będzie mi ciepło, i
wyszliśmy.
Myślałam,
że Dez i może Mimi będą szli z nami, ale ich nie widziałam.
Austin
zauważył, że się rozglądam.
-
Tylko my, Als. Idziemy na zakupy osobno, bo będziemy kupować rzeczy
dla siebie.
Czyli
nie planował mi niczego kupować.
Weszłam
do jego auta, karcąc się w myślach. Oczywiście, że nic mi nie
kupi. Byłam tylko reporterką, która interesowała się jego
błędami.
Gdy
pojawiliśmy się w galerii, mój zły nastrój zniknął.
-
O matko, tu jest pięknie! - pisnęłam. Z ekscytacji złapałam
Austina za rękę. Zaczął się śmiać, a ja natychmiast go
puściłam.
Musiałam
zacząć się kontrolować.
-
Myślałem, że nie wierzysz w święta – Austin powiedział
złośliwie.
-
Kocham święta. Nie wierzę w cuda świąteczne. - Zaczęliśmy iść.
Na
koniec, skończyłam ze śliczną gitarą dla taty. Austin został
rozpoznany przez dziewczynę w sklepie muzycznym, więc dostaliśmy
zniżkę.
Dostałam
kupon do spa dla Trish. Chciałam kupić jej coś bardziej
osobistego, ale nie mogłam nic znaleźć, a wiedziałam, że była
to jedyna okazja do kupienia prezentów.
Kupiłam
też coś dla Austina, gdy on szukał jakiejś gry dla Deza.
To
był naszyjnik. Który przypominał mi jego. Na końcu zawieszony był
gwizdek.
Jak
powiedziała sprzedawczyni, był to specjalny gwizdek, który używany
był do naśladowania rozmów ptaków. Ludzie, którzy go
wykorzystywali, znaleźli zwierzęta, których organizmy opanowała
najwyższa sztuka, w sposób jaki ludzie mogą tylko pomarzyć.
Przypominało
mi to niego, bo jego też opanowała sztuka.
No
i mógł zagwizdać, gdyby się zgubił, czy coś.
Jak
ludzie robią z małymi dziećmi, czy psami.
Planowałam
zostawić to w jego walizce, gdyby wyszedł z pokoju. Znalazłby go,
gdybyśmy się żegnali, więc nie byłoby dziwnie, bo on nic by mi
nie kupił.
Gdy
obydwoje byliśmy gotowi, Austin zabrał mnie do kawiarni.
-
Jesteś odważny – zachichotałam, przypominając sobie nasze
pierwsze spotkanie.
-
Jestem. Ale ja trzymam kawy. Cały czas. Będę cię karmić.
Zaśmiałam
się. Austin zwrócił się do baristy.
-
Cześć! Poproszę cappuccino i... Ally, co chcesz? Latte z orzechów
laskowych?
Skąd
on wie jaka jest moja ulubiona latte?
Musiałam
wyglądać na zaskoczoną, bo Austin uśmiechnął się głupkowato.
-
Nie mógłbym nie zapamiętać smaku kawy, którą na mnie wylałaś.
-
To dziwne! To... - nie mogłam skończyć zdania, bo przerwał mi
śmiech Austina. Zrozumiałam, że nie mówił poważnie. - Oh.
-
Usługa pokojowa obciążyła moje konto – wyjaśnił.
Wczoraj
wieczorem zamówiłam sobie kawę, mając nadzieję, że da mi trochę
energii na rozmowę z Trish. Kompletnie zapomniałam, że płacił za
mój pokój, więc moje zamówienie też musiało być opłacone
przez niego.
-
Oddam ci pieniądze za to – powiedziałam. Przedtem skinęłam
głową do baristy, a ten poszedł robić zamówienie.
-
Nie, nie trzeba – powiedział.
Kiedy
chciałam zapłacić za zamówienia, wyrwał mi mój portfel.
-
Nie musisz za mnie płacić, Austin – powiedziałam cicho.
Usiedliśmy przy stoliku.
-
A ty nie musiałaś przylatywać ze mną do Nowego Jorku, a to
zrobiłaś – odpowiedział.
Zdecydowałam
zapytać go o to, co męczyło mnie przez dłuższy czas.
-
Dlaczego chciałeś bym przyleciała tu z tobą?
Wzruszył
ramionami. Beanie wyglądała na nim naprawdę uroczo. Na mnie pewnie
nie, więc ją zdjęłam. I czekałam na jego odpowiedź. Nie zajęło
to długo.
-
Bo cię lubię, Als. Jesteś miła. Dez jest moim jedynym
przyjacielem, ale potrafi być trochę... - zatrzymał się, myśląc
o właściwym słowie. - Dziwny – dokończył. - Czuję, że mogę
porozmawiać z tobą o wszystkim. A z Dezem nie, bo nie zawsze on
mnie rozumie – napił się swojej kawy. - A ty tak. Znasz moje
serce. Nie wiem jak to możliwe, bo nie znamy się długo, a pierwsze
trzy dni spędziliśmy na dokuczaniu sobie.
Chciałabym
móc powiedzieć mu, że czuje to samo. Ale nie mogłam. Bo nie
mogłam porozmawiać z nim o wszystkim. Nie o pisaniu piosenek.
-
No i nie sądzę, że chcesz mnie wykorzystać, co jest najważniejsze
– dokończył z uśmiechem na twarzy.
I
to było właśnie powodem.
Ja
też czułam, że mogę porozmawiać z nim na tematy, na jakie nie
rozmawiam z Trish. I wiedziałam, że chcę go mieć blisko przy
sobie.
Bo
czułam, że Trish mi nie wystarcza. Austin i Trish byli całkowicie
innymi typami przyjaciół.
Ale
potrzebowałam ich obydwu. Trish, bo zawsze przy mnie była. I
Austina też potrzebowałam. Naprawdę mocno.
Więc
pisanie piosenek musi pozostać sekretem. Na zawsze.
Spędziliśmy
trochę czasu w kawiarni, rozmawiając, żartując i śmiejąc się.
Ale nie mogliśmy spędzić tam całego dnia, nawet jeśli bardzo
tego chciałam.
Bo
dziś był ważny dzień. I Austin musiał rozpocząć próby.
Planowałam
wrócić do hotelu, opuszczając próby, by móc skończyć, albo
zacząć artykuł. Ale tak się nie stało.
-
Musisz iść ze mną, Ally – Austin zaprotestował, gdy
powiedziałam mu o planach.
-
Dlaczego? - zapytałam. - Nie będę ci tam do niczego potrzebna.
-
No nie – uśmiechnął się bezczelnie. - Ale będę za tobą
tęsknił.
Poczułam
jak oblewam się rumieńcem. Przygryzłam wargę. On tylko
żartuje, Ally, przestań.
-
Nie będziesz za mną tęsknił, bo będziesz zbyt zajęty –
odpowiedziałam.
Podniosłam
się, gotowa odejść. Szczerze to naprawdę chciałam z nim iść,
ale miałam przecież do zrobienia artykuł.
I
może krótki odpoczynek od niego nie byłby złym pomysłem. Czułam,
że z każdą chwilą, przywiązuję się do niego coraz bardziej, a
nie powinnam. Nastawiałam się na złamane serce.
A
nigdy nie pozwalałam na zranienie mnie. Zawsze siebie chroniłam. A
on nie powinien być tym, który by to zmienił.
Austin
złapał mnie za nadgarstek, tym samym nie pozwalając mi odejść.
-
Nigdy nie będę na tyle zajęty, by za tobą nie zatęsknić –
powiedział cicho.
Przez
sekundę patrzył mi się w oczy i czułam, że nie żartował.
Ale
pewnie to wyolbrzymiałam.
Westchnęłam,
poddając się. Znałam siebie, zawsze ulegałam tym maślanym
oczkom.
Artykuł
musi zaczekać.
~~~
Na
miejscu spotkaliśmy Deza i Mimi. Stadion był naprawdę wielki.
Wokoło było pełno sławnych ludzi, bo oczywiście Austin nie
występuje jako jedyny.
Dodatkowo
wszędzie byli też ochroniarze.
Austin
musiał poczekać na próbę dźwięku, aż jedna dziewczyna skończy.
Stanęłam
przed sceną, a ręce schowałam do kieszonek. Austin zniknął
gdzieś za sceną, robiąc coś, pewnie ważnego, a w czym nie
mogłabym pomóc, więc zostałam tu, gdzie stanęłam, oglądając
występ dziewczyny.
Miała
świetny głos. Nie znałam jej. I nie spodobały mi się jej
piosenki.
Chciałam
pójść i zacząć poprawiać jej piosenki, by stały się lepsze,
ale nie mogłam.
Nie
tylko dlatego, że nie miałam ze sobą zeszytu.
Oglądałam
ją przez dłuższą chwilę. Kiedy Mimi do mnie przyszła,
wiedziałam, że coś się stało.
-
Ally?
-
Tak?
Przystopowała.
Zaniepokoiłam się.
-
Czy może, mogłabyś porozmawiać z Austinem? Jest naprawdę
zestresowany – powiedziała. Skinęłam głową, szczęśliwa, że
to nic poważnego.
Ale
gdy zobaczyłam Austina, stwierdziłam, że to bardziej poważne niż
myślałam.
Siedział
na podłodze z jego gitarą akustyczną. Obok niego Dez, który
wyglądał na zdesperowanego. Austin grał znaną mi piosenkę, ale
całkowicie źle, myląc nuty.
I
on to wiedział. Miał zaciśniętą szczękę i zmarszczone brwi.
Wyglądał
jakby miał zaraz połamać tę gitarę, tym razem, bez mojej pomocy.
-
Austin? - zapytałam cicho. Dez podniósł głowę, zauważając moją
obecność i opuścił pomieszczenie. Zajęłam miejsce obok Austina.
Mogłam
powiedzieć, że chłopak był całkowicie inny niż wtedy, gdy
siedział ze mną w kawiarni.
-
Nie dam rady! - powiedział. Jego głos był zdenerwowany, ale się
powstrzymywał. Wiedziałam, że to było niebezpieczne. Jeśli
ludzie powstrzymują złość, staje się ona potężniejsza.
-
Dasz. Wiesz to, Austin. Jesteś tylko zdenerwowany. To normalne, to
duży koncert – uśmiechnęłam się. - Uwierz mi, wiem co to
znaczy być zdenerwowanym. Ale ty możesz to zrobić. - Położyłam
rękę na jego ramieniu. - Będzie dobrze.
Popatrzył
na mnie i westchnął. Odłożył swoją gitarę i złość zniknęła.
Teraz wyglądał na smutnego.
Jakimś
sposobem, poczułam się źle.
-
Chodzi o to, że to nie dlatego, że stresuję, bo to będzie w
telewizji i tak dalej. Nie obchodzi mnie to, Als. Po prostu... -
przestał i wziął głęboki oddech.
O
Boże, niech tylko nie płacze.
Nigdy
nie wiedziałam co zrobić, gdy ktoś płakał. Nienawidziłam tego
widoku. Zawsze chciałam tylko mocno go uścisnąć, pokazać, że
nie jest sam.
Ale
wiedziałam, że z Austinem to nie zadziała.
-
Odwołałem mój koncert z tego powodu.
-
Przesunąłeś – poprawiłam go. - To co innego.
-
Ale nadal są na mnie źli. A jeśli teraz zawalę ten występ... Po
prostu...
Zaprzestał
mówienia, znowu.
-
Nie chcę ich zawieźć.
Nie
kontrolując się, ujęłam jego rękę.
-
Nie zrobisz tego. Obiecuję. Będą z ciebie dumni.
-
Ty też? - zapytał cicho.
Popatrzyłam
na niego zszokowana, starając się zrozumieć, co właśnie
powiedział. Ale zrozumiałam, że po prostu szukał pocieszenia.
U
kogokolwiek.
Nie
ważne, że przy nim byłam teraz ja. Zdecydowałam się odpowiedzieć
tak szczerze jak mogłam, bo tego właśnie potrzebował.
-
Tak – odparłam. - Będę z ciebie dumna nieważne co byś zrobił.
I twoi prawdziwi fani też. Zapomnij o reszcie, Austin. Jedyni,
którzy są ważni, to ci, którzy o ciebie dbają, okej. Jak ja –
dodałam.
A
Austin zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Objął mnie
rękoma i mocno przytulił.
Jego
ręce spoczywały na moich plecach, a moja głowa, na jego ramieniu.
Nadal siedzieliśmy, więc czułam się trochę niekomfortowo będąc
nad nim pochylona. Właściwie, prawie siedziałam mu na kolanach.
A
on mnie nie puszczał.
I
ja nie miałam zamiaru robić tego pierwsza.
Trwaliśmy
w uścisku przez kilka minut, ale ktoś go zawołał. Puścił mnie i
wstał.
Czas
na próbę.
~~~
Byłam
w pokoju hotelowym. Próby nie wyszły źle, ale też nie dobrze,
więc Austin trochę się podłamał. Wszyscy uważaliśmy, że
potrzebuje trochę spokoju, więc po prostu wróciliśmy do hotelu.
Jutro
ostatnia próba, generalna. A po południu, występ na żywo. Przed
milionami ludzi, którzy będą oglądać to w telewizji i przed
tymi, którzy będą na stadionie.
Cholera,
to sprawia, że się denerwuję.
Siedziałam
na łóżku z laptopem naprzeciwko mnie. Musiałam rozpocząć ten
artykuł. I skończyć. Ale nie przychodziło mi nic dobrego do
głowy.
Nie
mogłam przecież napisać o Austinie Moonie, chłopaku, który
wyglądał na totalnego idiotę, a okazał się być naprawdę
świetny, przy okazji kradnąc moje serce.
Nie,
nie to nie mogło się tam znaleźć.
Na
dodatek, nie mogłam znaleźć mojego zeszytu, więc nie mogłam
zobaczyć listy jego cech.
No
i nadal myślałam o tym uścisku. Jak niesamowicie czułam się w
jego ramionach.
Jakbym
była jego.
Zamknęłam
laptopa. Na szczęście, nie mogłam zostać zwolniona, bo nawet nie
zostałam zatrudniona. Artykuł musi poczekać.
Ale
mogłam napisać coś innego. To, że nie wiedziałam co napisać w
artykule, nie oznacza, że nie miałam nic innego do powiedzenia.
Pisałam
piosenki od lat, wiedziałam jak dobrze dobrać słowa. Ale gdy
chodziło o Austina, zupełnie zapominałam jak się mówi, czy
tworzy zdania.
Zaczęłam
szukać zeszytu, ale nie mogłam go znaleźć. Normalnie zaczęłabym
wariować, ale teraz, musiałam po prostu spisać słowa na papier.
Nie
wiedziałam jak powiedzieć mu co czuje, tak, by zrozumiał. A miałam
dużo do powiedzenia.
Wzięłam
podartą kartkę, czym zupełnie się nie przejęłam.
I
could write books in my sleep, without thinking too deep.
I
could speak for a hundred days,
I
could explain a concept that you didn't get
And
I could do it in a thousand ways.
I
just wanna tell you I love you, but it´s the hardest thing to say.
I
turn my head upside down, trying to find some kind of way,
to
tell you I need you, in a way that will be heard.
I
try to be a poet,
But
ever since I met you, I haven't been good with words.
Uśmiechnęłam
się. Pisanie szło mi łatwo, jakby bez myślenia nad słowami.
Wiedziałam, że będzie to świetna piosenka.
Głównie
dlatego, że opisywałam samą prawdę.
There's
only so many different ways
There's
only so many old clichés,
that
I can do.
So
what can I do, tell me what I can do.
I
just wanna tell you I love you, but it´s the hardest thing to say.
I
turn my head upside down, trying to find some kind of way,
to
tell you I need you, in a way that will be heard.
I
try to be a poet,
But
ever since I met you, I haven't been good with words.
Przestałam.
To było dobre.
-
Powinnaś to zatrzymać – mruknęłam do siebie. Ale nie mogłam
zatrzymać tego na kartce papieru.
Zeszyt.
Szukałam
pod łóżkiem, na biurku, w walizce, wszędzie. Ale nigdzie nie
mogłam go znaleźć.
Nagle
poczułam jak przechodzi mnie zimny dreszcz po linii kręgosłupa.
Przypomniałam sobie, że zostawiłam go na poduszce.
Na
widoku.
Jeśli
ktoś wszedłby do mojego pokoju, mógłby go z łatwością
zobaczyć.
W
moim pokoju były tylko dwie osoby, sprzątaczka i Austin. Gdy
poszłam się przebrać, został w moim pokoju.
Sam.
I
dlaczego niby sprzątaczka miałaby zabierać mój zeszyt?
-
Nie – wyszeptałam. W głębi serca wiedziałam, że wszystko
zrujnowałam.
Wybiegłam
z pokoju mając nadzieję, że zdążę na czas.
Drzwi
do jego pokoju były uchylone, więc je pchnęłam. Austin siedział
na łóżku.
Nie
zdążyłam.
W
jego rękach był mój zeszyt.
Czułam,
że pobladłam.
Widział
moje piosenki.
-
Nie wierzę – powiedział gorzko. Jego głos był zły, aż
skuliłam się, gdy go usłyszałam. Podbiegłam do niego, próbując
wszystko wytłumaczyć.
-
Nie Austin, ty nie rozumiesz...
-
Oh, rozumiem – wstał z łóżka. Jego oczy były teraz ciemne.
Wyglądał na strasznie złego.
-
To nie są istniejące utwory. Znałbym je, bo znam prawie każdą
piosenkę. Co oznacza, że to ty je napisałaś. Co oznacza, że
piszesz piosenki – rzucił zeszyt na stół.
Starałam
się go dotknąć, chcąc by mnie wysłuchał, ale on szybko mnie
odepchnął, prawie popychając mnie na ścianę za mną.
-
Jedynym powodem dlaczego mi o nim nie powiedziałaś, jest to, że
miałem rację. Wiedziałem! Wykorzystywałaś mnie. Taki był twój
plan, Ally? Poproszenie mojej mamy o kontakt z kimś, kto się tym
zajmuje? Udawanie, że mnie lubisz, by ci pomogła?
-
Nie! - zaszlochałam, ale nie pozwolił mi skończyć.
-
Myślałem, że jesteś inna! Myślałem, że się mną przejmujesz.
Ale okazało się, że jesteś taka jak wszyscy. Że widzisz tylko
Austina Moona, człowieka, który pomoże ci się wybić.
-
Nigdy...
-
Nigdy cię nie obchodziłem. I pomyśleć, że cię polubiłem.
Naprawdę polubiłem. Myślałem... myślałem, że cię znam.
Nagle
cały jego gniew zniknął. Jego wyraz twarzy zmienił się na taki,
którego obawiałam się najbardziej.
Przed
którym chciałam go uchronić.
Czuł
ból.
Usiadł
na łóżku chowając głowę w dłoniach.
-
Przepraszam – wyszeptałam.
-
Po prostu odejdź.
Znacie
to jak w filmach zazwyczaj ktoś coś powie i zaczyna się seria
retrospekcji? To działo się właśnie ze mną. Te słowa
przypomniały mi o naszym pierwszym spotkaniu.
Gdy
powiedział mi bym odeszła, bo był na mnie zły.
Tak
bardzo chciałam by teraz był zły. Bo wiedziałam, że to z czasem
by minęło.
Jak
poprzednio.
Ale
go zraniłam, strasznie, a to szybko nie odejdzie. Przeprosiny nie
wystarczały.
Słyszeliście
jak ludzie mówią, że człowiek jest jak lustro? Gdy się stłucze,
możesz je skleić, ale nigdy go naprawdę nie naprawisz, bo zawsze
będą rysy po pęknięciach.
Złamałam
lustro Austina.
Wspomnienia
mnie przytłaczały. Gdy uważałam go za idiotę. Gdy zrozumiałam,
że jest fajny. „Czy pojedziesz ze mną do Nowego Jorku?”.
Wszystkie porady jakie mu dawałam. Ból w jego oczach, gdy mówił o
swoim ojcu.
Bolało
go jak teraz, z tym, że teraz, bolało go przeze mnie.
Gdy
zrozumiałam, że jest niesamowity. Gdy zrozumiałam, że mi się
podoba. Ta noc w hotelu, gdzie czułam bicie jego serca. Kiedy
usnęłam czując jego oddech na mojej skórze.
Gdy
zrozumiałam, że go potrzebuje.
A
teraz, stał tuż przede mną. Blisko, a jednocześnie tak daleko.
Nie
powiedziałam nic. Bo to nie miało znaczenia.
Nie
rozpłakałam się. Bo to nie miało znaczenia.
Więc
wzięłam zeszyt i wyszłam.
Zostawiając
go samego. Zostawiając wszystko.
Chcę
tylko powiedzieć, że cię kocham, ale to najtrudniejsza rzecz do
powiedzenia.
Usiadłam
na moim łóżku. Patrząc na stronę na której zeszyt był otwarty.
Na liście cech Austina.
Na
samym dole dodał coś jeszcze.
I
gdy to przeczytałam, wybuchnęłam. Zaczęłam płakać, ryczeć,
chlipać. Czułam jak moje serce łamie się na tysiąc kawałeczków.
Bo
byłam tak blisko by to dostać.
Austin:
*
dba o swoich fanów,
*
jest dziecinny,
*
chroni swoją rodzinę,
*
jest przystojny,
*
jest niesamowitym wykonawcą,
*
jest naprawdę utalentowany,
*
jest zabawny,
*
jest sympatyczny,
*
jest dobrym kucharzem,
*
jest miły,
*
ma dobry gust muzyczny,
*
jest zarozumiały,
*
jest profesjonalistą,
*
jest romantyczny,
*
jest zakochany w tobie.